Żyjemy w czasach kryzysu męskości – wynika z książki „Gdzie ci mężczyźni” prof. Philipa G. Zimbardo i Nikity
S.Coulombe, która bije w Polsce rekordy sprzedaży. Czyżby diagnoza wybitnego amerykańskiego psychologa trafiła na podatny grunt? Zdaniem profesora to, ze coraz więcej mężczyzn rezygnuje z gruntownego wykształcenia, opóźnia wyprowadzkę z domu, nie radzi sobie na rynku pracy ani nie potrafi stworzyć dojrzałej relacji z kobieta, zawdzięczamy nie tylko grom komputerowym i powszechnie dostępnej pornografi i. To także, a może przede wszystkim, wina nadopiekuńczych matek hodujących jedynaków oraz ojców, którzy nie dają synom dobrych wzorców. Jednak tak w książce, jak i w życiu próżno szukać odpowiedzi na pytanie, przyprawiające o nerwice wszystkie te kobiety, które na swojej drodze spotkały mężczyznę w kryzysie. Czyli: jak żyć w związku z maminsynkiem? – Uciekać szybko i daleko – radzi Kaja Nyc, 32-letnia graficzka z okolic Warszawy. – Wiem, co mówię. Zmarnowałam cztery lata na małżeństwo z mazgajem, któremu nikt nie przeciął pępowiny – tłumaczy.

Zaczęło się niewinnie. Artur ujął ją wrażliwością, ciepłem i akceptacją. Długo jej zajęło, zanim zrozumiała, że ta wrażliwość to życiowa pasywność, ciepło to niezaradność, a akceptacja to obojętność i dystans. Dziś wie, że przegapiła pierwsze niepokojące sygnały. – Mogłam przeczuwać, że łatwo nie będzie, kiedy w prezencie ślubnym mąż od matki dostał miejsce w rodzinnym grobowcu. Pojedyncze, żeby była jasność.

Kolejne lata, zamiast zbliżyć, oddaliły ich od siebie. – Ja harowałam na etacie, on jako informatyk na freelansie siedział w domu. Ja otwierałam własną firmę, on tracił kolejne zlecenia. Ja żyłam aktywnie, podróżowałam, ćwiczyłam – on wolał kanapę i komputer. Zawsze zmęczony, znudzony, zrezygnowany. Do tego ciągłe pretensje – że musi sam sobie chleb na śniadanie kroić, kawę parzyć. Że nie będzie odkurzał, bo to mój obowiązek. Bo jego mama nie robiła kariery, ale dbała o dom. Nie to co ja, wieczna latawica, tylko ciuchy, koleżanki i praca. Odeszła wkrótce po tym, gdy urodził się ich syn. – Zrozumiałam, że nie wychowam z mężem porządnego faceta. Gdy ja tonęłam w pieluchach, nie dojadałam, nie spałam, mając przy piersi glonojada, on najchętniej przerzucał kolejne programy w telewizji. Uciekłam, gdy zaprotestował wraz z mamą przeciwko zatrudnieniu opiekunki, kiedy chciałam wrócić do pracy. Powiedział, że znowu stawiam na siebie. Tak, to prawda. Postawiłam na siebie i dziś jestem z tego dumna. Bo choć męża kiedyś kochałam, zrozumiałam, że siebie i synka kocham bardziej.