Znaleźć chłopaka, który nie byłby dupkiem. Zostać milionerką. Rzucić wszystko i podróżować po świecie. Tańczyć i nie wyglądać przy tym głupio. Wspiąć się na Kilimandżaro. Podróżować w czasie. Mieć ładniejszą cerę. Być szczęśliwą. To niektóre z najpopularniejszych marzeń zarejestrowanych na portalu Crowdwish, założonym przez brytyjskiego komika Billa Griffina. Ludzie z całego świata wysyłali mu swoje marzenia, a on codziennie wybierał jedno z nich i razem ze swoim zespołem poświęcał 24 godziny na jego realizację. Z mniejszym lub większym sukcesem, bo w końcu jak spełnić marzenie o podróżach w czasie? (Podpowiedź: można się do niego przybliżyć, pisząc list do siebie w przyszłości, który Crowdwish za kilkanaście lat dostarczy pod wskazany adres). W Polsce niedawno ukazała się książka Billa Griffina „The Wish. Poradnik spełniania marzeń”, która opisuje realizację 99 najpopularniejszych marzeń z Crowdwish. Niektóre z nich są górnolotne, inne banalne. Większość nie pozostawia jednak wątpliwości: przy odrobinie samozaparcia można zrealizować nawet najśmielszą wizję. Tylko jak to zrobić, jeśli w pobliżu nie pływa akurat złota rybka, a dżin, zamiast spełniać nasze zachcianki, nadaje się jedynie do tego, by go zmieszać z tonikiem?

 

Wyobraź sobie dom

Nie musisz wierzyć w baśnie, by wierzyć w spełnianie marzeń. Współczesny świat oferuje nam w tym celu całkiem sporo narzędzi. I nie jest to wcale czarodziejska różdżka. Możesz np. stosować afirmacje. Dla wyznawców New Age’u będzie to wysyłanie próśb do Księżyca, dla stąpających twardo po ziemi coachów – sposób na podtrzymanie motywacyjnego żaru do przekuwania marzeń w cele. Skuteczność obiecują też wizualizacje. W książce „Droga artysty” Julia Cameron proponuje ćwiczenia mające służyć zdjęciu twórczej blokady. Jednym z nich jest wyobrażenie sobie ze szczegółami swojego domu za 10 lat (tak, tego w Hollywood, gdy już twój scenariusz zgarnie wszystkie światowe nagrody, od Złotych Palm w Cannes po Oscary). Uwaga, ostrzega autorka, to narzędzie niezwykle skuteczne. Twierdzi, że przed laty w najmniejszych detalach wyobraziła sobie dom, w którym obecnie mieszka. Z kolei według Rhondy Byrne, autorki bestsellera „Sekret”, wystarczy zmienić sposób myślenia. Według niej wszystko, o czym pomyślimy, wywołuje w Kosmosie odpowiednie wibracje. Nieważne, czy to obawa przed chorobą, czy marzenie o wakacjach na Bali, Kosmos w końcu spełni to, o czym najintensywniej myślimy. Swój „sekret” Byrne nazwała prawem przyciągania. Być może jest ono po prostu lepiej przemyślaną marketingowo wersją teorii samospełniającej się przepowiedni, według której nieświadomie realizujemy nasze oczekiwania. Jakkolwiek by było, wniosek jest jeden. Nasze myśli mają siłę sprawczą, więc zdecydowanie lepiej jest marzyć, niż się nieustannie zamartwiać.

 

Mapa nad łóżkiem

Jeśli chcesz być modna, koniecznie spisz listę rzeczy do zrobienia przed śmiercią, tzw. bucket list (od „kick the bucket”, czyli w wolnym tłumaczeniu „kopnąć w kalendarz”). Hashtag #bucketlist na Instagramie ma 7 216 433 odsłon. Przed śmiercią większość z nas chce skoczyć ze spadochronem i pływać z delfinami. Z kolei moje koleżanki od jakiegoś czasu masowo tworzą swoje mapy marzeń. Podobno najlepiej robić je w czasie nowiu Księżyca… Duży arkusz papieru należy podzielić na dziewięć kwadratów. Każdy z nich, w myśl zasad feng shui, będzie odpowiadać innym dziedzinom życia. Będą to np. pieniądze, sława i kariera, a także miłość, przyjaciele czy podróże. Potem, korzystając z kolorowych gazet, należy wykleić dany kwadrat zdjęciami wszystkiego, o czym marzysz w danej kategorii. Sfrustrowana przeciągającą się bessą w życiu, któregoś dnia i ja stworzyłam swoją mapę marzeń. I muszę przyznać, wiele z nich faktycznie zaczęło się spełniać. Czary? Myślę, że raczej konsekwentne realizowanie celów. Mapę powiesiłam nad łóżkiem. Codziennie po przebudzeniu przypominała mi, do czego dążę. Ciekawsze wydaje mi się jednak co innego. Praca nad taką mapą pozwoliła mi doprecyzować aktualne priorytety. Zadałam  
sobie konkretne pytania: czego naprawdę chcę i które marzenia pragnę teraz spełniać.

 

Kiedy, jak nie teraz?

Gdy nasze marzenie jest już sprecyzowane, staje się celem, a wtedy przydaje się plan. – Sześć lat temu miałam okazję pobyć jakiś czas w Chinach. Zapragnęłam wtedy sprawdzić, jak mieszka się w innych miejscach na świecie. Tak wielu, jak się da. Od tego czasu odkładałam pieniądze, licząc, że w końcu uda mi się wyjechać. Potem traf chciał, że poznałam swojego narzeczonego, któremu zawód pozwala pracować z każdego miejsca na świecie. Dotarło do nas, że nigdy nie będzie idealnego momentu, żeby rzucić wszystko. Wynajęliśmy nasze mieszkania, sprzedaliśmy lub oddaliśmy to, czego nie spakowaliśmy do walizek, pracę na etacie zamieniłam na freelance i pod koniec stycznia ruszyliśmy z 25 kg bagażu w nieznane. Najważniejsze było jednak dobre przygotowanie. Przed wyjazdem musieliśmy zrobić dokładny research, mieć wyliczony budżet, oszczędności, stałą pracę albo pomysł, co można robić na miejscu – opowiada Olga Piontek, dziennikarka, która etat zamieniła na wymarzoną podróż dookoła świata.

 

Kawa na krawędzi

No dobra, jest małe utrudnienie. Przygotowanie konkretnego planu wcale nie musi być gwarancją sukcesu. Czasem o czymś marzymy, a potem nagle, tuż przed realizacją, się wycofujemy. Dlaczego? Paradoksalnie kieruje nami lęk przed zmianą, nawet jeśli miałaby to być zmiana na lepsze. Nauczyciel duchowości i psychoterapeuta Bruce Lyon nazywa to zjawisko „cafe on the edge” (czyli „kawiarnią na krawędzi”). Gdy podążamy ścieżką marzeń, w końcu docieramy do klifu, za którym mają się one spełnić. Zamiast jednak ochoczo zeskoczyć w przepaść, zatrzymujemy się na filiżankę herbaty. Widok z klifu jest piękny, ale czy naprawdę musimy z niego skakać?  
I tak na sączeniu earl greya i snuciu marzeń o lepszym jutrze możemy spędzić całe życie. Chyba że z kawiarnianego letargu wyrwie nas przeznaczenie. Czasem trudne wydarzenie konfrontuje nas z tym, co w nas prawdziwe. Już nie mamy ochoty udawać. Tak było w przypadku Emilii Białej, freediverki. – Nieraz mówię, że kiedyś byłam… stara. Moje życie nie było złe, było zwykłe. Pracowałam w firmie, wynajmowałam mieszkanie na Powiślu z widokiem na Pałac Kultury. A potem wracałam z Krakowa jednym z pociągów, które zderzyły się pod Szczekocinami. Cudem przeżyłam. Wypadek zdarzył się kilka miesięcy po moich pierwszych mistrzostwach świata we freedivingu, na których ustanowiłam sześć rekordów Polski i zdobyłam wicemistrzostwo świata. Byłam tylko lekko pokiereszowana, a jednak wcale nie byłam pewna, czy jeszcze kiedykolwiek będę mogła nurkować na wstrzymanym oddechu. W tym momencie postanowiłam, że skoro dostałam szansę drugiego życia, wykorzystam je, by żyć pełniej. Także za te 16 osób, które katastrofy nie przeżyły. Zaufałam sobie, losowi, gwiazdom, opatrzności i postawiłam wszystko na jedną kartę. Z tysiącem wątpliwości, które upchnęłam w kieszeni plecaka i biletem w jedną stronę, wyjechałam do Azji, by uczyć freedivingu – mówi Emilia, która od kilku lat podąża ścieżką swoich marzeń. I absolutnie tego nie żałuje.

 

Zaproszenie dla adwokata

Czy mielibyśmy Harry’ego Pottera, gdyby J.K. Rowling posłuchała rad 12 wydawców, którzy podpowiadali jej, by porzuciła marzenie o pisaniu? A ciebie ile razy przed spełnieniem marzenia powstrzymał wewnętrzny głos: co, jeśli się nie uda? Na drodze do swoich pragnień  
największymi sabotażystami często jesteśmy my sami. To właśnie nasz wewnętrzny krytyk każe nam pić herbatę w kawiarni Na Krawędzi. Co wtedy? – Zamiast słuchać krytyka, dopuśćmy do głosu wewnętrznego adwokata. On docenia nas za to, co już udało nam się zrobić, chwali, wspiera w dążeniach. Po prostu ułatwia spełnianie marzeń – mówi Joanna Gutral, psycholożka z Uniwersytetu SWPS. Pochwal się za każdy mały krok, który wykonałaś w kierunku realizacji celu. Marzysz o Nowym Jorku, ale na razie udało ci się zorganizować wyjazd do Berlina? Super, Berlin to prawie (no, prawie) Nowy Jork. Oczami wyobraźni widzisz siebie jako powieściopisarkę, a zamiast tego napisałaś opowiadanie na jedną stronę? Wspaniale, być może to pierwsza strona, która zaprowadzi cię do literackiego Nobla. Co miesiąc odkładałaś 100 zł na wymarzoną torebkę, ale ten model jest już niedostępny? Należą ci się brawa za konsekwencję (i za oszczędność). A co, jeśli marzenia jednak nie udało się spełnić? – „Nigdy nie żałuj, że mogłeś coś zrobić w życiu, a tego nie zrobiłeś. Nie zrobiłeś, bo nie mogłeś” – pisał Stanisław Lem. Czasem coś po prostu nie jest nam dane. Ale zamiast koncentrować się na porażce, lepiej jest otworzyć się na inne możliwości. Być może spotka nas wtedy coś, o czym nie śniło nam się w najśmielszych snach. Coś dużo ciekawszego niż pierwotne marzenie – mówi Joanna Gutral. Bo w otwieraniu się na marzenia ważne jest jeszcze jedno: dopiero z perspektywy czasu widzimy, dokąd miały nas one zaprowadzić. Jaki był ich ukryty cel. Powodzenia!

Tekst Marta Urbaniak