Znów okazuje się, że zapewnienia wiodących marek odzieżowych o trosce o środowisko do tej pory nijak miały się do rzeczywistości. Spośród wielu oświadczeń, większość to obietnice bez pokrycia, sprowadzające się jedynie do bełkotu w ramach strategii CSR (społecznej odpowiedzialności marek), którą dziś po prostu modnie jest mieć w planach wizerunkowych. Coraz ostrzejsze apele społeczne mają jednak szansę zmienić te fałszywe praktyki firm. Już zmusiły największe koncerny do deklaracji wprowadzenia zmian, a te pod presją zdecydowały się nawet wyznaczyć sobie naprawczy "deadline". Jednym z nich jest uwielbiana przez Polki sieciówka H&M.

Od kilku lat marka pojawia się właściwie we wszystkich zestawieniach firm odzieżowych, które najbardziej zanieczyszczają środowisko. Dziś coraz głośniej mówią o tym także media i zdecydowanie nie jest to zwykła nagonka na koncern, a uzasadnione głosy poparte oficjalnymi raportami szanowanych na świecie fundacji i instytucji pozarządowych. Problem dotyczy głównie Chin, gdzie fabryki tekstylne, także te powiązane z H&M, mają miażdżąco negatywny wpływ na przyrodę, a głównie na stan wód i rzek. 

W lipcu 2011 Greenpeace opublikowało wyniki trwającego rok śledztwa, którego podsumowanie zamknięto w raport zatytułowany "Dirty Laundry" (do wglądu tu). Całość skupiła się głównie na problemie toksycznych substancji wyciekających do nurtu i dopływów rzeki Jangcy. Zbadane chemikalia, zaburzające równowagę hormonalną ekosystemu, według doniesień organizacji pochodziły z dwóch kompleksów fabryk: Youngor Textile Complex i Well Dyeing Factory Limited, które oficjalnie powiązane są produkcyjnie z wiodącymi na rynku markami. Wśród nich w raporcie wymieniono: Abercrombie&Fitch, Nike, Converse i właśnie H&M.

Zdziwione? My też. Szwedzki koncern od lat zapewniał o swojej trosce o środowisko naturalne. W oświadczeniach z 2010 roku deklarował ostateczne zastąpienie szkodliwych barwników ekologicznymi lub neutralnymi zastępnikami. Raport Greenpeace rok później obnażył jednak prawdziwy stan rzeczy, a do problemów H&M dołączyły jeszcze hospitalizacja zatrutych chemikaliami pracowników fabryki w Kambodży i strajki przeciwko złym warunkom pracy w fabrykach w Bangladeszu, gdzie w wyniku pożaru w 2010 roku zginęło ponad 20 zatrudnionych tam osób. Czara goryczy się przelała, więc natychmiastowa reakcja H&M była dla marki koniecznością. 

Sieciówka zobowiązała się do 2012 roku upublicznić wykaz chemicznych substancji używanych przy produkcji kolekcji przez zagranicznych dostawców, a do 2020 roku zaprzestać ich stosowania. Do akcji "Detox" przyłączają się powoli także inne marki, którym postawiono podobne społeczne zarzuty.

Oby tym razem nie były to obietnice palcem pisane po (brudnej) wodzie.