Grupa Memphis - kicz i elegancja

Kicz i elegancja to prawdopodobnie najwłaściwsze słowa opisujące twórczość Memphis. Z tego założenia musiał wyjść także dr Mateo Kries, historyk sztuki, dyrektor Vitra Design Museum, skoro użył tych określeń w tytule wystawy poświęconej włoskiej grupie designerów „Memphis: 40 Years of Kitsch and Elegance”. Ekspozycja, która potrwa do końca stycznia 2022 roku, pozwala zrozumieć, w jaki sposób twórcy połączyli sprzeczne, wydawać by się mogło, cechy i sprawili, że igranie z dobrym smakiem stało się nieodłączną częścią kultury lat 80. Czterdzieste urodziny grupy Memphis postanowił uczcić również Anthony Vaccarello. „Czas na kolor” – zdecydował dyrektor kreatywny Saint Laurent, domu mody słynącego dziś z estetyki nawiązującej do przełomu lat 70. i 80. w ich najlepszym wydaniu – paradoksalnie, z ograniczoną paletą barw. Zdawałoby się, że Saint Laurent daleko do Memphis, a jednak. W paryskim butiku stanęła ekspozycja oryginalnych mebli grupy. Znalazło się w nim też miejsce na limitowaną kolekcję ubrań inspirowanych jej estetyką. Sneakersy, bluzy, sukienki – wszystkie w stylu, który tak bardzo wzburzył krytyków cztery dekady temu. I który – nie do wiary – nadal jest świeży, odkrywczy. Może dlatego, że działa jak antidotum na prostotę i minimalizm, którymi raczy się nas od lat 90.?

Te przypuszczenia potwierdza Claire Bingham, autorka książki „More Is More: Memphis, Maximalism and New Wave Design”, w której opisuje renesans maksymalizmu. Zdaniem brytyjskiej dziennikarki na nim właśnie opiera się dziś projektowanie wnętrz, mody i grafiki. „To wzornictwo, które wykracza poza strefę komfortu, ale pozwala się uśmiechnąć”.

Memphis i moda

Zwrot tendencji ogłoszono cztery lata temu, po targach meblarskich w Mediolanie, które zdominował kolor różowy (przełamany beżem lub pomarańczowym), a konkretniej odcień nazwany Millennial Pink. Rozpisywały się o nim największe dzienniki z „The Guardian” na czele. Różobeż, miętowa zieleń, pastelowy błękit zdominowały królujące wcześniej kolory ziemi. A maksymalizm zaczął się rozpychać nie tylko we wnętrzach, lecz także w modzie. Bo symbolizuje coś więcej niż trend. To podejście do życia nieuznające ograniczeń, co widać choćby w działaniach designerki Sashy Bikoff (świetnym przykładem jest jej nowojorski Dream House, w którym mieszają się rozmaite konwencje: są psychodeliczne wzory, intensywne kolory, złoto, brokat, lustra, stiuki). Założenia szkoły Memphis kontynuuje też hiszpański projektant Jaime Hayón współpracujący m.in. z marką Camper czy Lladró, a w modzie Ágatha Ruiz de la Prada.

Świat mody już wcześniej docenił Memphis: John Galliano w 2011 roku, by wyrazić podziw dla nieposkromionej wyobraźni Włochów, stworzył kolekcję haute couture dla Diora. Rok później z podobnym zamiarem marka Sergio Rossi wypuściła limitowaną serię butów. To samo źródło natchnienia biło także w pokazie Missoni sprzed sześciu lat. Niektórzy robili wszystko, by namówić na współpracę współzałożycielkę Memphis, Nathalie du Pasquier. Udało się to firmie American Apparel i skandynawskiej marce Hay.

Więcej znaczy więcej

Był grudniowy wieczór 1980 roku, a z mediolańskiego mieszkania Ettore Sottsassa nikt nie miał zamiaru wychodzić. W grupie młodych projektantów i architektów, wśród których znaleźli się Michele De Lucchi, George Sowden, Nathalie du Pasquier czy Aldo Cibic, dyskutowano o wszystkim. Znajomi mieli podobne doświadczenia i poglądy. Kolejne lampki wina utwierdzały ich tylko w przekonaniu o nadrzędnej funkcji postmodernizmu w nowym wzornictwie. I zachęcały do coraz głośniejszego i bezczelnego krytykowania idei, która dawno im się znudziła: „Mniej znaczy więcej”. Na uczelniach profesorowie wciąż tłukli do głów studentom słynną maksymę Ludwiga Miesa van der Rohe, niemieckiego architekta modernisty. Tego wieczoru Włosi krzyczeli: „Więcej znaczy więcej, mniej znaczy nudniej!”. Pomysł na kolorową rewolucję był. Teraz trzeba było go zmaterializować. I nazwać. Im bliżej północy, tym więcej pojawiało się koncepcji. W tle od kilku godzin przygrywała ta sama piosenka Boba Dylana „Stuck Inside of Mobile with the Memphis Blues Again”. „To może Memphis?”, ktoś zasugerował. Sottsassowi się spodobało, nazwa łączyła przeszłość (stolica starożytnego Egiptu) i teraźniejszość (miasto w USA i piosenka Dylana).

Pierwsze projekty grupa Memphis pokazała w 1981 roku podczas targów designu Salone del Mobile w Mediolanie. To, co zobaczyła publiczność, było niespodziewanie radykalne, bezczelnie zabawne i zdecydowanie przedziwne. „New York Times” pisał: „Część to zbulwersowało, innych zaciekawiło, ale w powietrzu czuło się wielkie podniecenie”. Podobno na drzwi przestrzeni wystawienniczej napierały takie tłumy, że Sottsass pomyślał, że uciekają przed jakimś przykrym zdarzeniem. Ale zdarzeniem tym, całkiem przyjemnym, było Memphis.

Projekty grupy burzyły wzorniczy status quo, tzw. mid-century modern (popularny w latach 50. i 60.), a także minimalizm lat 70. Kamień i skórę zastąpiły lastryko i plastikowy laminat. Wśród propozycji znalazł się m.in. asymetryczny fotel Bel Air autorstwa Kalifornijczyka Petera Shire’a z kulą i kwadratowym klockiem zamiast nóżek. Jego oparcie zainspirował położony przy plaży w Malibu Stevens House projektu Johna Lautnera. O powodzeniu mebla świadczy fakt, że nawet na moment nie przerwano jego produkcji. Innym klasykiem jest Carlton – regał, kredens, rzeźba albo przepierzenie – wybór przeznaczenia należy do kupującego. „Funkcjonalizm nie wy-starczy. Design powinien być ekscytujący”, mówił o swoim projekcie Ettore Sottsass. Podobnie myślał o lampie stołowej Tahiti przypominającej tropikalnego ptaka z czerwonym, prostokątnym dziobem (w nim znajduje się żarówka), różową główką i długą, żółtą szyją.

Karl, David i Memphis

Wszystkie te meble znalazły się w monakijskim apartamencie Karla Lagerfelda. Jego życzeniem było, żeby designerzy zaprojektowali całe wnętrza. I choć przekonywali go uczciwie, że nie warto, bo kakofonia barw i kształtów go pokona, nie ustąpił. On? Nowo mianowany dyrektor artystyczny domu mody Chanel? Jego upór sprawił, że oprócz wymienionych mebli do sypialni wjechały m.in. Ring Bed (łóżko w kształcie ringu bokserskiego) projektu Masanoriego Umedy, a do salonu krzesła Riviera Michele De Lucchiego. Karl wytrzymał tam kilka tygodni. Po czym kazał zdemontować i wywieźć z Monako całe wyposażenie warte dziesiątki tysięcy dolarów. Sprytniejszy był David Bowie, który zebrał ponad 400 przedmiotów z metką Memphis. O ich liczbie opinia publiczna dowiedziała się po śmierci gwiazdora, gdy zostały wystawione na licytację w Sotheby’s. Zainteresowanie było spore, a wartość kolekcji zamknęła się w kwocie ponad miliona trzystu tysięcy funtów.

Fenomen grupy Memphis

Grupa Memphis to fenomen. Sottsass, zbierając grupę zdolnych zapaleńców, wiedział, co i w jakim momencie robi. W 1981 roku wystartowała przecież stacja MTV, która nie tylko miała za chwilę rządzić światem rozrywki, ale jej kolory i wzory w logo mocno kojarzyły się z Memphis. Sprzeciw wobec estetyki przeszłości był głośny i obejmował modę (Moschino), muzykę (Cyndi Lauper), sztukę (Keith Haring). Choć kolektyw przetrwał tylko do 1988 roku, prace ciekawostki i wybryki historii designu – znów mają swój czas. W świecie bombardowanym złymi wiadomościami – oby jak najdłużej.

 

Tekst ukazał się w magazynie ELLE, 11/2021