ELLE: Która ze stolic mody jest twoją ulubioną? W jakim mieście najbardziej lubisz robić zdjęcia i dlaczego?

A.T.: Kocham Nowy Jork, Paryż i Kopenhagę. Nowy Jork pewnie dlatego, że zawsze jest pierwszy, jest też modową mieszanką, ale w pozytywnym tego słowa znaczeniu. Lubię go też jako miasto same w sobie (tam nigdy zdjęcia nie wyglądają źle, i nie ma znaczenia czy jest to fashion week czy jeden ze zwykłych dni tygodnia). Paryż i Kopenhaga to moja estetyka modowa, więc jadąc tam wiem dokładnie czego mogę się spodziewać.

ELLE: Masz swoją magiczną technikę/ sztuczki na zrobienie dobrego zdjęcie w tłumie fotoreporterów? Podpatrujesz innych fotoreporterów?

A.T.: Oczywiście, że obserwuję prace innych, może nie sam sposób fotografowania, ale efekt końcowy. Uważam zresztą, że jest to bardzo ważne. Nie chodzi tu o kopiowanie, bo każdy zazwyczaj ma inny styl fotografowania i co najwyżej można zostać gorszą kopią kogoś. Tak jak w każdym zawodzie trzeba ciągle się doskonalić, a obserwowanie innych fotografów, nie tylko tych zajmujących się modą uliczną, jest bardzo mobilizujące.

ELLE: Kto jest twoją ulubioną gwiazdą street fashion? Kogo lubisz fotografować? Kogo styl cenisz?  

A.T.: Nigdy nie patrzę na zdjęcia w tej kategorii, bo to się regularnie zmienia. Nie tylko styl tych osób, ale także to jak ja ich postrzegam. Mam masę zdjęć, na których są osoby których nie znam z imienia i nazwiska, a uważam, że są jednymi z najlepszych.

ELLE: Na kogo w tej chwili należy zwracać uwagę? Kto jest na topie i komu należy robić zdjęcia (stylistki, redaktorki, modelki etc.)?

A.T.: Obecnie jest szał na modelki. Ostatni sezon naprawdę to pokazał. Wszystko przez fakt, że w dobie social media, niestety liczą się cyferki. Dlatego też modelki z duża liczbą obserwujących są wybierane do pokazów największych domów mody. Obecnie więcej osób czeka na modelkę czy modela-idola (pokazy w których chodził np. Lucky Blue), niż na Anne Dello Russo.

ELLE: Czy masz swoje guru w tej dziedzinie, kogoś kto cię inspiruje i kogo zdjęcia naprawdę cenisz?

A.T: Tommy Ton i Phil Oh, bo cenię ich nie tylko za to co robią, ale też za ich sposób bycia.

Rozmawia: Marcin Świderek