Erasmusowe abecadło

„Miała być gorąca plaża, spaghetti z owocami morza i wino z kryształowej karafki. Tymczasem chodziłam zakutana w szaliki, jadłam spaghetti, owszem, ale ze zwykłym pomidorowym sosem, bo tylko na to wystarczało mi pieniędzy, a wino piłyśmy z najniższej półki w supermarkecie. Żeby się ogrzać”, wspomina Asia Mróz, która osiem lat temu pojechała studiować prawo w Bari na południu Włoch. W środku polskiej zimy cieszyła się na półroczny wyjazd na ciepłe południe. Okazało się, że w styczniu w Bari jest zero stopni. Że mieszkanie, które miała jej i dwóm koleżankom z wydziału prawa na Uniwersytecie Warmińsko- Mazurskim załatwić znajoma Włoszka, doktorantka na mazurskiej uczelni, to zaledwie zakreślone w gazecie ogłoszenia. Że w wynajętym z konieczności na chybił trafił mieszkaniu jest wiecznie zimno. Ciemno jak w grobie, bo właściciel trzymał na głucho zamknięte okiennice. Sufity jak w kościele. W tej wysokiej klitce skarpetki schły tydzień, dziewczyny ogrzewały się winem, a w wyjątkowo zimne dni z samego rana biegły do sklepu na rogu, żeby posiedzieć w cieple. Pierwszy miesiąc to była walka o przetrwanie.

Kasia Konecka, wtedy studentka dziennikarstwa w Collegium Civitas, trochę obawiała się pierwszego wyjazdu. Wybrała Wilno, ale przepadły jej kursy litewskiego, więc bała się, co będzie z językiem. Na szczęście okazało się, że zajęcia są po angielsku. Naczytała się, że Litwini nie lubią Polaków, że pogoda tam ciągle brzydka, a do jedzenia tylko kołduny i cepeliny. „Co będzie, jak sobie nie poradzę?”, myślała, stojąc na lotnisku i modląc się, żeby mentorka, która miała ją odebrać, okazała się w porządku. Eagle, dziewczyna, która po nią przyjechała, okazała się fantastyczną przewodniczką po abecadle Erasmusa. „Zabrała mnie, przerażoną, do akademika. Pomogła wypełnić formalności. Nakarmiła, a wieczorem, żeby pomóc mi i innym nowym w aklimatyzacji, zabrała na drinka. Oczywiście skończyło się na kilku koktajlach. Eagle śmiała się, że to na rozgadanie”, opowiada Kasia. „Pomogło. Pamiętam, że wtedy myślałam, że już mam jedną przyjazną duszę i zanosi się na to, że następne też się znajdą”.