Magda Jabłkowska, fot. Maciej Landsberg

NA GŁĘBOKĄ WODĘ

Caroline Radziszewska: – Czuję, że ludzie myślą, że poszłam na łatwiznę, nie szukałam własnej drogi. Jednak to nie jest takie proste. Pracownicy znają mnie od dziecka. Muszę zapracować na to, by przestali widzieć we mnie dziewczynkę, która przychodziła do firmy na imprezy mikołajkowe – mówi Caroline.

– Nikt przy zdrowych zmysłach nie postawi na czele firmy nowicjuszki, tylko dlatego że jest wnuczką właścicielki! – dodaje Magda.

Caroline czerpie z tradycji dwóch pokoleń właścicieli cukierni. Wiedzę o nowoczesnym zarządzaniu zdobywa, studiując po angielsku na Akademii Leona Koźmińskiego. – I wciąż nie wyobrażam sobie, żebym została z firmą sam na sam. Skok na głęboką wodę? Boję się. Dobrze, że za plecami mam na razie mamę i babcię.

Ania Kruk: – Początki w rodzinnej firmie pozornie są łatwe, bo na dzień dobry dostajesz kredyt zaufania. Na tym kończą się ułatwienia, bo to, co z tym zrobisz, zależy od ciebie. Od ciężkiej pracy, praw rynku i zwykłego szczęścia. Gdy pracujesz na własny rachunek, praca nigdy nie kończy się o 17. W firmach rodzinnych nie ma przycisku „on/off”. – Na razie skupiam się na pracy, ale mam nadzieję, że kiedyś poznam tego jedynego, który będzie mnie wspierał tak jak szwagier moją siostrę. Mój brat pracuje w naszej firmie, bratowa jest projektantką. Wszystko zostaje w rodzinie – cieszy się Kamila.

Magda Jabłkowska wychowuje rocznego synka. Jak trzeba, zabiera go do pracy. Maluch raczkuje, ona prowadzi negocjacje z klientami. Gdy synek zachoruje, zostaje w domu. – Moja sytuacja dla większości kobiet byłaby trudna. Dla mnie mniej dzięki temu, że pracuję „w rodzinie”. Gdy jestem w kiepskim stanie psychicznym, moi współpracownicy mnie rozumieją i wspierają. Bo to przecież mama, tato i siostra. Magda przyznaje, że minusem jest brak prywatności. Rodzina wie o wszystkim i spędza z sobą całe dnie. – Muszę mieć coś swojego, dlatego działam społecznie. Współ-or-ganizuję światowe Święto Muzyki. A moja siostra Marta jest redaktorem naczelnym lokalnej gazety i organizuje teatrzyki kukiełkowe dla dzieci. To też część rodzinnej tradycji. W kawiarni w Domu Braci Jabłkowskich przed wojną śpiewał Mieczysław Fogg.

PLANY POD PRESJĄ

Na razie siedzibę firmy Ania ma w piwnicy rodzinnego domu w Poznaniu. Zatrudniają z bratem już prawie 30 osób. – Tata jest sponsorem przedsięwzięcia. Obdarzył nas zaufaniem. Wiem, że jeśli zrobię fałszywy ruch, w porę chwyci mnie za rękę – Ania wyraźnie czuje wsparcie rodziny, przyjaciół. – Skoro oni we mnie wierzą, dlaczego ja mam nie wierzyć w siebie – dodaje. Cztery lata temu poznała Antonia, projektanta z Barcelony. Przeniósł się dla niej do Polski. Są zaręczeni. – Dostałam najpiękniejszy pierścionek zaręczynowy. Toni zaprojektował go specjalnie dla mnie, a wykonali złotnicy w warsztacie w jednym z zaułków starej części Barcelony. Żaden Tiffany go nie przebije! – mówi Ania.

– By nie czuć presji, powtarzam sobie, że otaczają mnie kochający ludzie, a nie trybunał, który mnie osądzi – śmieje się Magda. Od kiedy jest w zarządzie, wie, że jeśli popełni błąd, konsekwencje poniosą bliscy. – Czasem korci mnie, by zaryzykować. Jednak wiem, że nie jestem jakąś Magdą Jabłkowską, tylko córką braci Jabłkowskich. Ta możliwość niemożliwego, bycie „córką braci”, to rodzinny dowcip.

Kamila: – Firma jest częścią mojego życia. W pracy czuję się jak w domu. Od tego biznesu zależy byt nas wszystkich. Konkurencja na rynku jest ogromna. Nikt inny jednak nie zrobi tego lepiej, bo my w swoją pracę wkładamy duszę. A o czym marzy Kamila? – Chciałabym założyć taką rodzinę, jaką mam teraz, i mieć sympatycznych klientów, którzy nas polecą znajomym. Magda Jabłkowska ma marzenia, ale nie zawodowe: – Chcę, żeby mój syn był mądrym, dobrym, szczęśliwym człowiekiem. Ania Kruk marzy, żeby dało się robić sto rzeczy naraz. – Byłoby fajnie, gdyby dziewczyny w Polsce pokochały markę Ania Kruk. Tylko tyle i aż tyle. Caroline Radziszewska śmieje się: – W podstawówce miałam na tablicy zapisać marzenie. „Żeby Batida była tak duża jak McDonald!” – wykaligrafowałam kredą. Dziś chcę, by nasza cukiernia była w każdym mieście w Polsce.

Tekst: Iza Michalewicz

Zdjęcia: Maciej Landsberg

Stylizacja: Zuzanna Kuczyńska

Makijaż i włosy: Marianna Yurkiewicz

Producja: Magda Gołdanowska

Asystent produkcji: Dorota Porębska

Podziękowania dla księgarni Traffic Club, Warszawa