Jak na byłego zapaśnika, Dwayne „The Rock” Johnson jest świetnym aktorem. Był już Królem Skorpionem, Herkulesem, a w „Szybkich i wściekłych” udowadnia, że wie jak ważna jest rodzina, nawet kiedy trzeba walczyć z żądnymi władzy nad światem złoczyńcami. Nie zagrał w „Kevinie samym w Nowym Jorku”, ale i tak ma większe kwalifikacje do zostanie prezydentem Stanów Zjednoczonych niż Donald Trump.

Plotki o tym, że Skała planuje startować w wyborach prezydenckich pojawiają się już od jakiegoś czasu. Sam zainteresowany podsyca je w wywiadach, a widzowie serialu „Young Rock” mogą zobaczyć jak w przyszłości bierze udział w wyścigu do Białego Domu i wspomina czasy swojej młodości.

Jak podaje informator Daniel Richtman, przed wejściem w politykę Johnson chciałby najpierw zagrać prezydenta w filmie kinowym. Dołączyłby tym samym do gwiazdorów, którzy zdążyli już dostąpić tego zaszczytu. Wśród nich jest Harrison Ford kopiący tyłki terrorystom w „Air Force One”, czy Bill Pullman kopiący tyłki kosmitom w „Dniu niepodległości”. Skała z pewnością wpisałby się w wyznaczony przez nich styl prezydentury.

Historia Stanów Zjednoczonych zna już przypadki aktorów, którzy zajęli się polityką i nawet odnosili sukcesy na nowym poletku. Wystarczy wspomnieć byłego gubernatora Kalifornii Arnolda Schwarzeneggera, czy prezydenta Ronalda Reagana. Trzymajmy więc kciuki za Skałę i oczywiście God Bless America!