Mimo, że Margaret wydała dopiero pierwszy singiel, w branży jest już od dłuższego czasu. Szersza publiczność mogła ją poznać na ostatnim festiwalu Top Trendy w Sopocie, a fanki mody na pewno znają jej bloga. Po wydaniu pierwszego singla "Thank You Very Much" i kontrowersyjnym klipie do tego utworu Margaret jest rozchwytywana! Na szczęście udało jej się znaleźć czas i porozmawiać z ELLE.pl

ELLE.pl: Co było pierwsze: miłość do śpiewania czy mody?

Margaret: Miłość do śpiewania, muzyka była ze mną od zawsze. Zawsze też interesowałam się modą, to moja druga pasja. Jest to dla mnie wpisane w słowo artysta. To jaka jestem, to co wyrażam, jak się ubieram.

ELLE.pl: Zanim jednak stałaś się szafiarką, która marzyła o zastaniu wokalistką zdecydowałaś się na szkołę muzyczną.

Margaret: Zanim stałam się "szafiarką", byłam wokalistką. Gram na saksofonie i klarnecie. Na naukę śpiewu jeździłam 80 km do Szczecina, ponieważ pochodzę z małej miejscowości pod Szczecinem. Miałam z mamą taką umowę: jak dostanę piątkę z matematyki, to ona mnie zawiezie na zajęcia. Kiedy zamieszkałam w Szczecinie to wymyśliłam sobie że będę się uczyć śpiewu w Krakowie. Z perspektywy czasu stwierdzam, że byłam straszną powsinogą.

ELLE.pl: W Krakowie? Nie mogłaś pojechać gdzieś bliżej?

Margaret: Tak. Poznałam tam osobę, której wiele zawdzięczam. To ona nauczyła mnie m. in. świadomości muzycznej i tego, że muzyka to nie tylko dźwięki. Potem wyruszyłam do Warszawy. Zawsze uważałam, że to jest miejsce, w którym chcę się rozwijać. Z czasem pokochałam to miasto.

ELLE.pl: Bloga prowadzisz już od dwóch lat. Czy w tym czasie wysyłałaś dema do wytwórni muzycznych?

Margaret: Oj nie, jestem beznadziejną organizatorką. Po prostu skupiłam się na robieniu muzyki i zbieraniu doświadczenia. Byłam w kilku zespołach muzycznych, robiłam reklamówki, nagrałam ścieżkę dźwiękową do filmu .

ELLE.pl: Potem był koncert Trendy w Sopocie.

Margaret: Prawie go nie pamiętam, wszystko jest jakby za mgłą. Pamiętam, jak wchodziłam i schodziłam ze sceny, oraz uczucie strachu, że coś może pójść źle. Byłam tam w ogóle nieznana, a okazało się, że na widowni były osoby z transparentem "Margaret". Potem spotkałam się z nimi za kulisami i dowiedziałam się, że należą do mojego fan klubu! Nie mogłam w to uwierzyć i nawet zapytałam swojego menadżera, czy przypadkiem to nie jakaś pomyłka! To był dla mnie znak, że są ludzie, którzy naprawdę interesują się tym, co robię.

Przeczytaj kolejną część wywiadu z Margaret >>