Emma Watson i dyrektor wykonawcza ONZ Kobiety Phumzile Mlambo-Ngcuka

fot. instagram.com/emmawatson

We wspólnym interesie
Jednak ani Miley, ani Beyoncé nie wymyśliły nic nowego. – Pionierką popfeministek jest Madonna, która potrafiła wpływać na tożsamość dziewczyn na całym świecie przez sygnalizowanie: możesz być taka jak ja. Wysyłała feministyczny przekaz: nie czekaj na faceta, tylko wyjdź naprzeciw swojemu losowi, zaurocz go, a potem porzuć – wyjaśnia prof. Melosik. Zaznacza jednak, że gwiazdy żonglują feminizmem, przywołując go i odwołując w zależności od potrzeb i trendów. Raz Madonna występuje w teledyskach jako radykalna feministka, innym razem jako dziewica. Inne kobiece gwiazdy pop też zmieniają tożsamości. Mogą być konserwatystkami, rebeliantkami, a ostatnio feministkami. Dlaczego? Bo dzisiejszy wykształcony odbiorca nie chce kobiety zniewolonej. – Współczesne gwiazdy są kreowane tak, by w ich wizerunku mogli się odnaleźć przedstawiciele wszystkich grup społecznych. Feminizm jest dla nich jak gadżet, po który sięgają, żeby zabawić się z widownią i pokazać, że są wyzwolone – tłumaczy profesor. Właśnie dlatego kontrowersyjne słowo na „f” znalazło się na stworzonej przez „Time” liście słów zakazanych w 2015 roku. Redaktor naczelna magazynu tłumaczyła potem, że chciała tylko wywołać dyskusję, bo nie podoba jej się, że „feminizm stał się tematem, na który musi wypowiedzieć się dziś każda celebrytka”. Popfeministki, nazywane też ironicznie feministkami pierwszego świata, mogą irytować i są oskarżane o lansowanie się na równouprawnieniu, ale to dzięki nim słowo na „f“ trafia do masowej świadomości.
Patrząc na polskie gwiazdy, wydaje się, że jeszcze nie odkryły feminizmu, bo raczej omijają ten temat.
A co w tej kwestii mówią same Polki? Z sondażu „Women in Society: The Happiness Index”, przeprowadzonego przez ELLE International na czytelniczkach w 42 krajach, wynika, że w miarę nieźle oceniamy swoją sytuację. 88 proc. z nas twierdzi, że w Polsce jest wystarczająco dużo kobiet na wysokich stanowiskach w polityce i biznesie. Jesteśmy wykształcone (prawie 60 proc. w trakcie studiów lub po nich) i świadome swoich praw (83 proc.). Gorzej w praktyce – tylko 9 proc. Polek interesuje się prawami kobiet. – Część Polek uzna: po co mi feminizm, skoro już jestem wyzwolona? Myślą, że wszystko zależy od nich – tłumaczy prof. Melosik. Rzeczywistość nie jest jednak tak różowa. – Mniej zarabiamy, mamy mniejsze szanse na awans. W polityce nie możemy wywalczyć parytetu i „suwaka”. Jest ustawa kwotowa, gwarantująca 35 proc. kobiet na listach wyborczych, ale bez „suwaka”, który zapewnia miejsca na kluczowych pozycjach, niewiele może ona zdziałać. Kobiety wciąż są poddawane presji, że powinny rodzić dzieci. Ale gdy są w ciąży, często spotyka je potępienie ze strony pracodawcy – mówi wicemarszałkini Sejmu Wanda Nowicka.
Tu właśnie jest pole do działania, nie tylko dla feministek. Ale jak dodaje Wanda Nowicka, pewne zmiany nie dokonają się bez wsparcia drugiej płci. – Znam wielu panów, którzy wspierają ruch prokobiecy i rozumieją, że nierówności krzywdzą i kobiety, i mężczyzn. Utrzymywanie porządku społecznego, w którym obie płcie mają ściśle określone role, ogranicza nasz potencjał, wybory i decyzje życiowe – tłumaczy wicemarszałkini. Zamiast walki – współpraca, zamiast konfliktu – porozumienie. Tylko razem możemy odnieść sukces w drodze do równouprawnienia. Z korzyścią dla wszystkich.

Marta Krupińska