Zamknięcia gospodarki bardziej niż tego, że się zarazimy. Jesteśmy zmęczeni monotonią, otoczeniem, czasami nawet ludźmi, z którymi trzeba spędzać każdą chwilę. Niektórzy zachwycają się „szwedzką drogą”, bo Skandynawowie nie zamknęli kraju dążąc do osiągnięcia „stadnej odporności” na wirusa. Wedle oficjalnych danych w Szwecji na milion obywateli przypadają 349 zgony. W Polsce 23. Większość ofiar to pensjonariusze domów opieki społecznej.  

Zdarzają się głosy, że w nowoczesnym społeczeństwie nie ma po prostu miejsca dla starych i chorych ludzi, bo są bezproduktywni i obciążają swoją obecnością systemy ubezpieczeniowe. Wirus eliminuje ich ekologiczną drogą naturalnej selekcji, Jak zawsze w dziejach naszego gatunku starzy i chorzy umierają, żeby inni mogli żyć lepiej. 

Tyle, że wirus nie jest ani „emanacją sił planety pragnącej ograniczyć ludzką populację”, ani nie jest skuteczną bronią biologiczną (bo przy tak dużej zaraźliwości uniemożliwia targetowanie i uderza we wszystkich), nie jest też inteligentną istotą próbującą zmieniać świat. Jest strzępkiem życia, który próbuje przetrwać gnieżdżąc się w organizmie żywiciela i zmieniając go tak, że ani jedno, ani drugie życie nie przetrwa. Wirus jest strzępkiem życia pozbawionym współczucia. To zupełnie inaczej niż pisarz, który też uśmierca swoich bohaterów. Pozornie – to tylko istoty z liter, ale w sensie ontologicznym nie są przecież pozbawione własnego istnienia, tożsamości, poglądów oraz pragnień różnych i osobnych od motywacji ich twórcy. 

Pisarz nie pozbywa się bohaterów łatwo, bo włożył mnóstwo wysiłku w powołanie ich do istnienia. To ostateczność wynikająca z konwencji gatunku i prawideł fabuły. Wirus, jeśli mu na to pozwolić i znajdzie odpowiednie warunki w postaci organizmu osłabionego wiekiem lub chorobą, zabija, choć nie ma w tym ani woli, ani refleksji. Jest w tym obrazie jakaś analogia do nas, ludzi żerujących bez opamiętania na zasobach planety. 

Trzydzieści kilka lat temu przyjęliśmy za dobą monetę paradygmat zysku i wzrostu PKB za oznakę szczęścia i sukcesu. Technologia zastąpiła nam wysiłek umysłowy, obrazki zastąpiły nam czytanie a paski na ekranach telewizorów własną refleksję. Zgubiliśmy coś wartościowego. Kiedyś doświadczenie starszych uważaliśmy za zasób, niezbędny element zaistnienia dobrostanu, jeśli nie dobrobytu. Czytaliśmy książki o Indianach, którzy odpowiedzi poszukiwali w Radzie Starszych. Zastąpiliśmy starszych menadżerami zasobów ludzkich. To myślenie jest dalekie od fundamentów naszej europejskiej, judeochrześcijańskiej cywilizacji, która ochronę życia każdego człowieka stawiała na pierwszym miejscu nawet za cenę „fajności” bytu i dobrostanu społeczeństwa. Dlatego nie stosujemy kary śmierci. Dlatego na polu walki nasi żołnierze nie pozostawiają swoich. Dlatego wierzymy w prawa człowieka. I dlatego, chociaż wszyscy – uczniowie i nauczyciele, krakowiacy i górale, policjanci i złodzieje - wiemy, że maseczka nie zatrzymuje wirusa, nosimy je, żeby nie kichnąć na kogoś, kto już systemowi nie jest potrzebny. 

Jeśli cała ta kwarantanna jest cywilizacyjną próbą, to wychodzimy z niej lepsi. Głosów, że musimy być teraz solidarni z najsłabszymi jest więcej niż tych, że lepiej, aby przetrwali tylko silni i bogaci.Bo co nam po takim świecie?

---------

Grzegorz Kapla - pisarz, dziennikarz, podróżnik. Przejechał Amerykę Płd. z ekipą Rajdu Dakar, przemierzył Patagonię i Ziemię Ognistą, wspiął się na 6 tys. metrów, spotkał Dalaj Lamę w wysokogórskim klasztorze i George’a Clooneya na kolacji w Centrum Lotów Kosmicznych NASA. Dwa razy przeszedł pieszo do Santiago de Compostella. Podróżuje budżetowo, za własne pieniądze, których ma niewiele, bo kiedy trzeba było wybierać między karierą i czasem, wybrał to drugie. Umie zawodowo słuchać i całkiem nieźle opowiadać. Redaktor w magazynie ELLE MAN, autor serii kryminałów z Serbią Suszczyńską, zbiorów reportaży o ludziach, którzy żyją z daleka od wielkich miast i książek podróżniczych. "W końcu i Ty zapłaczesz” otrzymała Nagrodę Magellana 2019 dla najlepszej podróżniczej książki roku.