W "Zimnej wojnie" jest wiele poruszających scen. W jednej z nich postać wykreowana przez Joannę Kulig bierze udział w przesłuchaniu do zespołu ludowego. Kobieta śpiewa folklorystyczny utwór "Ja za wodą, Ty za wodą", a partneruje jej bohaterka Anny Zagórskiej z zespołu Mazowsze, która - jak sama podkreśla - angaż w produkcji dostała przypadkiem. Jak wyglądała praca na planie "Zimnej wojny"? Jakim człowiekiem jest Paweł Pawlikowski? I czy film zasługuje na Oscara? Tylko w elle.pl odpowiada, zdradza i przewiduje aktorka Anna Zagórska.

Kuba Dobroszek: Co czuje osoba, która zagrała w filmie nominowanym do Oscara?

Anna Zagórska: Ja już na planie wiedziałem, że ta produkcja będzie wielkim wydarzeniem. Podejście Pawła Pawlikowskiego, sposób realizacji - to wszystko zwiastowało niesamowitą rzecz! Czuję się zaszczycona, że mogłam wziąć w niej udział, zwłaszcza, że miało mnie tam nie być.

Jak to?

Kiedy wybierano osoby z Mazowsza, dużą uwagę przykuwano do wyglądu. Potrzebowali osoby z twarzą, która odpowiadałaby tamtym czasom. Dziwnie to brzmi, ale niektórzy mają rysy i kształt twarzy charakterystyczny np. dla ludzi z czasów powojennych. Wydarzyły się jednak pewne sytuacje, nie ode mnie zależące, które sprawiły, że mogłam wystąpić w filmie. 

Bardzo się ucieszyłaś?

Powiem szczerze, że ja wcześniej nie znałam Pawła Pawlikowskiego, jego filmografia była mi raczej obca. Zresztą ogólnie tak mam, że znam tytuły, ale niekoniecznie twórców. Teraz czuję ogromną dumę, bo mogłam z bliska zobaczyć kulisy kręcenia tak wielkiego filmu. To wspaniałe doświadczenie, dzięki któremu zrozumiałam, że wielcy artyści mogą być jednocześnie całkowicie normalni.

Jak wspominasz pracę z Pawlikowskim?

To jest po prostu człowiek. To najwłaściwsze określenie - człowiek. Dobro, inteligencja, klasa. Skromny talent. Mało która znana persona - w przeciwieństwie do Pawlikowskiego - interesuje się na planie nawet tymi, teoretycznie, najmniej ważnymi osobami. Nie ważne, czy jesteś Joanną Kulig czy wybierasz kolor rajstop dla statystów - Pawlikowski się autentycznie tobą interesuje, odnosi z szacunkiem. Do mnie też zagadywał między scenami. "Cześć Aniu, co tam, jak się masz?"

Złościł się?

Nawet jeśli się denerwował, to nie był nieprzyjemny. Ale również w tych negatywnych emocjach, starał się wyjaśniać, czego oczekuje od aktorów i ekipy. Nie słyszałam ani krzyków, ani obelg, ani wywyższania się. Choć - oczywiście - wszyscy mieli do Pawlikowskiego ogromny szacunek. Od razu po wejściu na plan wiedziałeś, kto rządzi. Pamiętam, jak do jednej ze scen zaproszono dzieciaków z okolicy, gdzie kręciliśmy. Ich też nie olał. Każdy miał co jeść, było ogrzewanie, toalety.

Zapamiętałaś coś szczególnego?

Paweł Pawlikowski ma niesamowicie dobre oczy. Wszystko tłumaczy w bardzo przystępny sposób. Bez przerwy był na planie, nie wiem, czy miał czas na odpoczynek, bo nawet jeśli wracaliśmy ze zdjęć po północy, a kolejne rozpoczynaliśmy o 4 rano, to on cały czas był. Kontrolował każdy szczegół, choć mogłeś nawet nie zdawać sobie z tego sprawy. No i wszędzie chodził w tych swoich charakterystycznych przyciemnianych okularach - zawsze na luzie, w zwykłej kurtce. Z ciekawostek: scenę, w której pierwszy raz rozmawiam z główną bohaterką, powtarzaliśmy ponad 70 razy, żeby w pełni zrealizować wizję reżysera.

A jak ci się współpracowało z Joanną Kulig?

Miałyśmy fajny kontakt, bo razem ćwiczyłyśmy. Nigdy nie dała mi odczuć, że jest gwiazdą. Ma w sobie ogromną charyzmę, jest bardzo otwarta, a z niektórymi członkami Mazowsza nadal utrzymuje kontakt. Nawet kiedy musiała czekać - a praca na planie "Zimnej wojny" to było ciągłe czekanie - w ogóle nie narzekała.

Pamiętasz jakąś zabawną anegdotę z planu?

Śmiesznie było, kiedy ekipa do jednej ze scen przygotowała błoto, a my musieliśmy się w nim jakoś poruszać. Świetnie wspominam sekwencję potańcówki, kiedy kazali nam zatańczyć gorzej, niż potrafimy. W pewnym momencie tak bardzo się wygłupialiśmy, że nie można było nagrać materiału (śmiech). Wspaniały był catering, żartowaliśmy ze znajomymi z zespołu, że sporo przytyjemy przez ten film. 

Rozumiem więc, że praca przy "Zimnej wojnie" to nie tylko ciężka praca, ale i dobra zabawa?

Oczywiście! Pamiętam też, jak kiedyś poszłyśmy się z koleżankami opalać. To było w Białaczowie, gdzie stoi taki jakby pałacyk, który widać w filmie. W kilka godzin tak się zaczerwieniłyśmy, że makijażystki trochę się wściekły! Musiały nam nałożyć naprawdę sporo "tapety" (śmiech). Dla całego Mazowsza to była wspaniała przygoda.

Muzyka to ważny element tej produkcji. W czym tkwi największa siła Mazowsza?

W przekazywaniu miłości do folkloru. Folklor jest bardzo ważny, prawdziwy. Pieśń "Dwa serduszka", którą w filmie śpiewa Joanna Kulig, obrazuje ogromne przywiązanie do własnej tradycji i kultury. Zresztą każdy folklor to ogromna siła, bo im on jest bogatszy, tym bardziej dany region się wyróżnia. Bez folkloru nie ma mowy o tożsamości. Klasyka klasyką, ale nie ma nic intymniejszego niż właśnie folklor.