elle W Polsce mamy dobrych artystów?

A.R. Tak, oczywiście! To wcale nie jest moja teoria. Za granicą ciągle słyszę zachwyty. Polska jest już we wszystkich liczących się galeriach i muzeach. Ale nie powiem, kto jest najlepszy. Nigdy nie odpowiadam na to pytanie. Jeśli wymienię jedno nazwisko, wiele osób się obrazi.

elle Artyści często się na Panią obrażają?

A.R. Wielu. Obrażają się, jak ich nie zaproszę do jakiegoś projektu, nawet jeśli wcześniej zaprosiłam ich do pięciu innych i choć wszyscy już wiedzą, że jestem raczej nieprzekupna i nie można mnie zmusić do pracy z jakimś artystą. Musiałam się oczywiście pogodzić z myślą, że taka postawa zrodzi nienawiść ze strony środowiska. W większości złożonego z osób mających status twórcy wyłącznie na podstawie formalnego wykształcenia. Dopóki się nie ma wyrobionego nazwiska, ten problem nie istnieje. Na początku trzeba przekonywać gwiazdy, żeby chciały uczestniczyć w projekcie. Potem to się odwraca i gwiazdy mają za złe, że się z nimi nie współpracuje – nawet jeśli się im kiedyś pomogło wylądować na tym wysokim firmamencie.

elle Kiedy Pani poczuła, że ma silną pozycję zawodową?

A.R. Bez przesady z tą silną pozycją. Ale jeśli coś osiągnęłam, to nie wiązało się ani z jakąś jedną wystawą, ani tym bardziej ze stanowiskiem. To było raczej rozpoznanie swojego potencjału. Jakoś w połowie lat 80. osiągnęłam poczucie wewnętrznej wolności – w tamtym czasie pracowało się dla idei, a w drugim obiegu nie było cenzury. I nagle nabrałam przekonania, że w swojej dziedzinie mam więcej do powiedzenia niż starsi koledzy. Miałam już wtedy ponad 40 lat, w końcu należało dojrzeć.

elle Czy jako kobiecie było Pani trudniej?

A.R. Myślę że płeć grała rolę, ale ja tego nie przyjmowałam do wiadomości. Dla mnie ten czynnik nigdy nie wchodził w grę. Było trudniej, oczywiście, przecież wychowywałam dziecko i pracowałam. Ale nie uważałam, że powinnam mieć jakąkolwiek taryfę ulgową. Skoro podjęłam decyzję o urodzeniu dziecka, to jakoś musiałam sobie poradzić.