Kiedy twoje włosy są zdecydowanie za długie? Jeśli od ich suszenia masz większe zakwasy w bicepsach niż po siłowni. Gdy nawet przy lekkim wietrze zaczynasz przypominać bohaterkę „Ringu”. A częściej niż sweter zdarza ci się przytrzasnąć w taksówce własny kucyk. Dowcipów o długich włosach znam więcej niż o blondynkach. Do niedawna moje własne sięgały bioder. A skrócenie ich nawet o centymetr poprzedzał 24-godzinny atak paniki. Jakbym co najmniej planowała ogolić się na łyso albo wydepilować brwi co do jednego włoska. Dlatego przez osiem długich lat pozwalałam im beztrosko rosnąć, aż nadszedł ten dzień. Ścinam je, i to drastycznie. Czy dobrze robię i jak będę się czuła z nową sobą?

– Trzydzieści centymetrów. Albo drugie tyle - mówię do Kariny Sowy, stylistki fryzur z salonu Maniewski, u której decyduję się na cięcie. O dziwo, ruchu nożyczek nie poprzedzają: „Jesteś pewna?” albo „Może na pierwszy raz ciut dłuższe?”. Ciach, i mój ośmioletni dorobek ląduje na podłodze. Chwilę rozmawiamy i szybko odkrywam, że Karina do niedawna miała identyczne włosy jak moje. Ultradługie. Teraz sięgają ledwo ramion. Rozumie moją potrzebę zmiany, bo swoją uważa za strzał w dziesiątkę. Ona hodowała włosy na ślub siostry. Ja – no właśnie – dlaczego? Może dlatego, że czułam, że to ostatni dzwonek na bezkarne paradowanie z włosami do pasa? Grube, zdrowe, zachęcały do zapuszczania w nieskończoność. Bałam się, że za 10 lat „Wow, ale włosy!” zastąpiłoby szydercze „Z tyłu liceum, z przodu muzeum”? Ale też – nie ma co ukrywać – czułam że to mój as w rękawie, największy kobiecy atut.

Usprawiedliwia mnie trochę ewolucja. – To fakt, że kobiety z długimi włosami są dla mężczyzn atrakcyjniejsze. To dla nich sygnał, że są zdrowe i płodne. Równie silny jak apetyczna figura czy świeża cera. Dlatego w niektórych kulturach, np. arabskiej, włosy muszą być zakryte, aby nie kusiły mężczyzn. A w Europie po wojnie golono je na zero kobietom, które bratały się z wrogiem, aby je w ten sposób ukarać – tłumaczy mi psycholog Maria Rotkiel. Do niedawna wszystkie modelki Victoria’s Secret musiały też nosić długie włosy, aby wyglądać w 100 proc. ponętnie. Gdy w 2013 Karlie Kloss niespodziewanie ścięła je przed corocznym pokazem, zafundowano jej doczepy warte tysiące dolarów. Więcej przykładów? W biednej i trapionej przestępczością Kolumbii od kilku lat plagą są gangi, które... obcinają kobietom włosy na ulicach. To dlatego, że na kontynencie, którego mieszkanki mają obsesję na punkcie długich włosów, doczepy z tych naturalnych, są na wagę złota. A ich „kradzież” często bardziej opłacalna niż zegarka czy telefonu.

Ja wbrew globalnym trendom, zamiast dodawać, odejmuję centymetry swojej fryzurze. Po miesiącu znów jestem u Kariny. Chcę jeszcze krócej. Jestem zakochana w swojej nowej, krótszej fryzurze, która aktualnie przyjęła postać boba. I nie tylko ja. Odkąd ścięłam włosy, tonę w komplementach. A przeglądając swoje niedawne zdjęcia, mam tylko jedną refleksję: w długich włosach zwyczajnie nie jest mi dobrze. „Zjadają” mnie. Nie mam nóg do nieba jak Gisele Bündchen ani jej wzrostu, które mogłyby je zrównoważyć. Przy moich 165 cm dawne włosy bardziej przypominały ciągnącą się za mną czarną pelerynę niż seksowną i nonszalancką fryzurę surferki. Może gdyby chociaż nie były tak okrutnie długie... – Według mnie włosy powinny maksymalnie sięgać łopatek. A idealnie ramion, zwłaszcza u Polek, które z natury mają je raczej cienkie. A jeśli są dłuższe, to muszą być pocieniowane, przede wszystkim przy twarzy, inaczej wyglądają po prostu ciężko. I zamiast upiększać, szpecą – tłumaczy Sandra Kpodonou, kolorystka, stylistka fryzur i projektantka. „To prawda” – myślę, patrząc na foty Adriena Brody’ego z jego śliczną włoską dziewczyną Larą Lieto, której udało się wyhodować włosy do połowy uda! Piękne? Raczej karykaturalne. I wcale nie dodają jej uroku.

Krótką fryzurę kocham też za nową jakość życia, jaką przede mną otworzyła. Wygodę, którą zyskałam na co dzień. Kiedyś rozczesywanie włosów wiązało się dla mnie z półgodzinnym szarpaniem ich szczotką na prawo i lewo, w nadziei, że milion drobnych supełków „puści”. Kucyk zebrany na górze pod swoim ciężarem już po trzech minutach lądował na karku. A lokówka poddawała się po kilku minutach. Dlatego nosiłam wiecznie tę samą nudną fryzurę: proste jak drut włosy, smutno zwisające na plecach. Pozbawione lekkości i objętości. Które całkowicie zawładnęły moim makijażem i stylem ubierania się. Bordowej szminki nie stosowałam od lat, bo w parze z czarną kaskadą na głowie robiła ze mnie fankę death metalu. A w luźnym kombinezonie zamiast sportowo i na luzie wyglądałam ekscentrycznie, wręcz dziwacznie.

Teraz nie muszę się ograniczać w eksperymentach. A pielęgnacja jest o niebo łatwiejsza. Nawet nie wiem, gdzie podziałam szczotkę, bo rozczesuję włosy już tylko palcami. I nie martwię się, że prostownica je przesuszy. Nawet jeśli, to je podetnę i w dwa miesiące odrosną. Ale co najważniejsze: zamiast mniej kobieco paradoksalnie czuję się teraz seksownie i młodo jak nigdy wcześniej. Chyba dojrzałam do ścięcia włosów, bo zrozumiałam, że poczucie atrakcyjności tkwi wyłącznie w mojej głowie, a nie na niej. Czy w jakiejkolwiek innej części mojego ciała.