Wiele kobiet nie może pogodzić równouprawnienia i partnerstwa z dobrym seksem. Nie dają się ponieść pożądaniu w łóżku, bo to oznaczałoby utratę kontroli, podczas gdy one muszą nieustannie analizować, czy nie za dużo pola oddały swojemu mężczyźnie. W książce „Faktor XX. Jak pracujące kobiety tworzą nowe społeczeństwo” (Wyd. Muza) brytyjska ekonomistka Alison Wolf stawia tezę, że emancypacja słabo odpowiedziała na potrzeby seksualne kobiet.

– Miał być świetny seks w partnerskim związku, wspólne dzielenie się obowiązkami. Zbadań wyszło, że seks jest tylko o drobinę lepszy niż ten sprzed kilku dekad – uważa. – Oczywiście nie sposób negować takich osiągnięć jak pigułka antykoncepcyjna czy dostęp do wiedzy na temat seksualności kobiet. Tyle tylko, że to same kobiety blokują swoje fantazje na temat seksu i dają się zamykać w dwóch wzorcach: atrakcyjnej samodzielnej, która ustawia mężczyznę w sypialni jak szeregowca w wojsku, i zagubionej niesamodzielnej, która czeka, aż posiądzie ją pan i władca.

Nowy model: feminetka

Może czas na nowy model kobiety? Sonia Feertchak, rocznik 1974, dziennikarka francuskiego ELLE i autorka wydanej niedawno książki „Kobiety nudzą się w łóżku”, twierdzi: „Wyzwolenie kobiet zabiło pożądanie ze strony mężczyzn”. – Dochodzimy do kuriozum, w którym podczas spotkania kobiety z mężczyzną, a tak jest np. w USA, on musi ją pytać o zgodę, żeby przejść do następnej fazy gry miłosnej, np.: „Czy mogę teraz włożyć penisa do pochwy?”. Wszystko po to, by nie być oskarżonym o gwałt – uważa Sonia Feertchak. Jej zdaniem kłopoty z emancypacja w sypialni biorą się z tego, że kobiety nie potrafią rozróżnić między „podobać się” a „mieć przyjemność”.
– Martwiłam się, czy podobam się mężczyznom, jeszcze zanim się nauczyłam, jak ważne jest czerpanie przyjemności z seksu i wyrzucenie z głowy tego, co zdaniem jednych jest w dobrym guście, a zdaniem innych nie jest – mówi Sonia Feertchak.

Do młodych dziewczyn docierają sprzeczne wzorce: Angelina Jolie, Beyoncé czy Miley Cyrus – emanujące swoją seksualnością i jednocześnie potrafiące walczyć o swoje – to doprawdy trudny do powielenia ideał, który doczekał się nawet swojej nazwy: feminetka. Kobieta z jednej strony mająca feministyczne przekonania i sprzeciwiająca się uległości, a z drugiej – wzbudzająca pożądanie za pomocą seksownej garderoby.

Czy to zawsze będzie stało w sprzeczności? Zdaniem Anny Golan, seksuolożki, niekoniecznie. – Nie widzę konfliktu między byciem atrakcyjną dla mężczyzn a zachowaniem własnej tożsamości. Kobieta jest najbardziej sexy wtedy, kiedy tak się czuje. Wszystko jedno, czy ma wówczas na sobie dres, ekskluzywną bieliznę, czy też jest naga. Kiedy czuje się swobodnie w swoim ciele, w naturalny sposób uwodzi – podkreśla Anna Golan. – Konflikt między byciem sobą a wzbudzaniem pożądania powstaje wówczas, gdy chcemy wejść w jakąś rolę, np. obiektu seksualnego, bo uważamy, że naturalne nie jesteśmy warte uwagi. Wtedy wbijamy się w sztywny gorset wyobrażeń, przez co czujemy się przebrane. Czy dziewczyna wkładająca na randkę buty, w których nie może się swobodnie ruszać, sukienkę, w której nie sposób wziąć głębszego oddechu, i nietańcząca, by nie uszkodzić fryzury, będzie czerpała radość z seksu? Prawdopodobnie nie. Bo „superlaska” to nie ona, tylko rola, którą rozpaczliwie odgrywa.

Spektakl bez finału
Marlena ma 30 lat i jest jak Sonia Feertchak, tyle że 10 lat młodsza. Z ponad dziesięcioma kochankami na koncie jest rozczarowana swoim życiem seksualnym. Sądziła, że inteligentni i rzutcy mężczyźni, którzy ją otaczają, będą potrafili dotrzymać jej kroku także w kwestii seksu. Tak się nie stało. Marlena zaczyna myśleć o sobie jak o ladacznicy, bo tak zdają się ją widzieć jej ekskochankowie. – Jeśli zaczytujesz się skandalizującą prozą Pascala Brucknera (autora m.in. „Gorzkich godów”, na podstawie których Roman Polański nakręcił film), to uznasz, że spirala seksualnych eksperymentów może nie mieć końca i że mężczyzna nie tylko będzie ci w niej towarzyszył, ale też wyprzedzał, inspirował i prowadził. Cóż, może na Zachodzie, bo raczej nie w Polsce – mówi Marlena.

Jeden z pierwszych jej nieudanych kochanków wypatrzył ją latem na gwarnej ulicy. Podszedł do niej, kiedy stała w kolejce po lody. Nie zwracając uwagi na tłum, wziął ją za rękę i bez słowa zaprowadził z deptaka do zacisznej kawiarni. Nie mówił prawie nic, ale jego spojrzenie doprowadzało Marlenę do wrzenia. Sądziła, że kiedy napięcie sięgnie zenitu, znajdą się w hotelowym pokoju, gdzie dadzą upust nagłej namiętności. Rzeczywiście, poszli do hotelu, ale finał historii rozczarował Marlenę. – To zabawne i smutne zarazem. Poddałam się czarowi chwili i zamiast się martwić, że lekkomyślnie ulegnę obcemu mężczyźnie, weszłam – jak wtedy sądziłam – na szczyty wyuzdania. Zrzuciłam z siebie wszystko i zachęciłam go, żeby wziął mnie, ubrany od stóp do głów. Myślałam, że umrę z pożądania.

Nieoczekiwanie odwaga i pewność siebie nieznajomego gdzieś prysły. Speszył się i wyglądał na zakłopotanego. Ze wspaniałego seksu nic nie wyszło. Marlena zrozumiała, że uwodziciel wyznaczył jej inną rolę. Drobna, w letniej sukience, z długimi włosami, miała być wdzięczną zdobyczą i ze słodkim niepokojem dać się prowadzić myśliwemu. Najwyraźniej zepsuła mu zaplanowany spektakl. – Rzecz w tym, że nie chciałam brać udziału w żadnym przedstawieniu. Chciałam ulec chwili, poddać się fantazji, którą rozbudziło we mnie to spotkanie. Liczyłam na wspólną podróż i wzajemne karmienie się podniecającymi wyobrażeniami. Siedząc w pustym pokoju, zdałam sobie sprawę, że poszłam za daleko, przynajmniej w oczach tego mężczyzny. Wtedy jeszcze myślałam, że to jednostkowy przypadek.

Skończyła studia, znalazła dobrą pracę, potem założyła swoją firmę. Zaczęła stawiać mężczyznom wysoko poprzeczki. Łapała się na tym, że przejmuje w łóżku rolę reżysera. Podobnie jak w życiu. Jednemu ze swoich partnerów kupowała koszule, dawała mu pieniądze (chwilowo był bezrobotny). To ona decydowała, dokąd pojadą na urlop i z czyimi rodzicami spędzą święta. Kolejny związek, z Damianem, kolegą z pracy, zaczął się od seksualnego przyciągania, ale dość szybko fakt, że kobieta w sferze łóżkowej idzie z mężczyzną „łeb w łeb”, zaczął wyraźnie doskwierać menedżerowi wyższego szczebla. Najpierw zdawał się dumny z romansu i traktował swoją dziewczynę trochę jak godne pożądania trofeum. Marlena czuła, że najchętniej chwaliłby się nią przed kolegami, a nawet klepał jak klacz, zachwalając jej łóżkowe zalety. Z czasem zaczął rzucać kąśliwe uwagi na temat jej ubioru czy zachowania. W łóżku stał się zamknięty w sobie, niecierpliwy i ślepy na jej potrzeby. To ona zdecydowała się przerwać tę mękę. Co usłyszała na odchodne?

– Damian powiedział, że kiedy mnie poznał, był ciekawy, co ze mnie za artystka. „Nie spodziewałem się jednak, że zaczniesz kontrolować każdą sferę mojego życia. W dniu, w którym przyniosłaś do domu wibrator, zrozumiałem, że się do tego nie nadaję”.

Feminizm kontra oddanie

Jaki jest wniosek z historii Marleny? Szukać silniejszych facetów. A jeżeli takich nie ma? Zrezygnować z seks zabawek i niezależności? Niemożliwe. Może nie da się pogodzić uwodzenia z feminizmem i równouprawnieniem? Oddania się mężczyźnie z walką o swoje prawa? – Noszenie obcasów i kręcenie pupą nie robi z ciebie „złej feministki” – przekonuje stanowczo Anna Golan.

Feminizm, rozumiany jako przekonanie o równości obu płci i postawa szacunku dla różnic w wyrażaniu kobiecości i męskości, nie jest sprzeczny z pragnieniem bycia blisko. – W każdej, nawet najlepszej relacji dochodzi w końcu do sporów, negocjowania praw i obowiązków obu stron, testowania granic. Jest to naturalny element rozwoju związku. Nie musimy więc popadać w skrajności. „Chcę być z tobą” nie oznacza „zgadzam się na brak szacunku”, „zapominam osobie” – podkreśla Anna Golan. – Jeśli zaś rozumiemy feminizm jako przeciwstawianie się (zakładanym przez nas) wrogim intencjom mężczyzn, rzeczywiście jest to problem... Jak być blisko z kimś, komu nie ufamy, z kim chcemy walczyć?

No dobrze, a co z orgazmem? Badacze w różnych krajach są zgodni: około 60 proc. kobiet udaje orgazm. Ostatnio już nie z wygodnictwa, zmęczenia, grzeczności, tylko dlatego... żeby nie utracić nad sobą kontroli. Finał jest taki, że w ogóle tracą umiejętność przeżywania rozkoszy. Zdaniem seksuolożki problem dotyczy nie tylko kobiet, lecz także mężczyzn i może wynikać np. z przekonania „muszę się podobać”. – Wtedy próbujemy zapanować nad swoimi reakcjami, a podczas seksu zachowujemy się, jakbyśmy były lub byli z boku, bo wciąż oceniamy własną atrakcyjność – tłumaczy Anna Golan. – Nie mogąc sobie pozwolić na popełnienie błędu, zapomnienie o którymkolwiek punkcie z listy zadań do wykonania, trudno zatrzymać gonitwę myśli, nawet kiedy jest się pieszczoną przez partnera. Myślenie typu „jeśli zachowam się nie tak, to on stwierdzi, że jestem nieatrakcyjna” może całkiem odebrać radość z seksu! Dlatego kobietom, które boją się swoich fantazji o byciu dominująca (lub uległa, bo to takie niefeministyczne) warto przypomnieć, że seks to także gra. I czas, by obie strony nauczyły się rozróżniać między dominacją w łóżku a dominacją w życiu.

X