Magda, moja koleżanka, co roku organizuje babską imprezę urodzinową. Tradycja sięga początków studiów, kiedy przyjaciółki zorganizowały jej przyjęcie niespodziankę: dużo wina, jedzenia i żadnych facetów. Kilka tygodni temu Magda świętowała kolejne urodziny i znów się spotkałyśmy. Wśród kilkunastu dziewczyn byłam jedyną mężatką. Reszta po rozwodzie albo po rozstaniu, próbuje życia w nowych związkach. Zamiast romantycznych historii o motylach w brzuchu usłyszałam gorzką konkluzję: im jesteśmy starsze, bardziej doświadczone, tym trudniej nam wejść w stały związek. Słuchając tego, zastanawiałam się, czy to możliwe kochać tak samo drugi, trzeci, czwarty raz. Co musi się stać, byśmy znów stały się otwarte, pewne i ufne tak jak wtedy, gdy pierwszemu mężczyźnie obiecywałyśmy, że na pewno i na zawsze. Namawiam koleżanki na zwierzenia.

MAGDA: nie chcę tracić czasu

Magda o sobie: „Przyjaciółka kiedyś mi powiedziała, że nie potrafię wejść w związek, bo nie przeżyłam prawdziwej żałoby po narzeczonym, który zostawił mnie przed ślubem. Musiałabym oszaleć, żeby płakać po tym draniu”.

Przy łóżku Magdy stoi fotografia dwumiesięczny bobas radośnie patrzy w obiektyw. To syn młodszej siostry Magdy. Za każdym razem, gdy Magda patrzy na to zdjęcie, coś ściska ją za serce. Ma 33 lata i bardzo chciałaby mieć dziecko. Gdy siostra wyszła ze szpitala, Magda wybiegła do nich do samochodu. Przez godzinę płakała ze wzruszenia. „Czy doświadczę podobnych emocji?”, zastanawiała się. A potem poszła na kolację do znajomych, którzy wciąż się kłócą, i pomyślała, że dobrze, że jest taka ostrożna w wyborze życiowego partnera. Lepiej poczekać, niż dać się zranić kolejnemu frajerowi.

Magda cztery lata temu. Z narzeczonym Mikołajem rozrysowują plan swojej działki, szukają architekta, który zaprojektuje ich dom. Trzy miesiące przed ślubem Magda dowiaduje się, że narzeczony spotyka się z inną dziewczyną. On nawet nie zaprzecza. Dwa dni później Magda ląduje w szpitalu z krwotokiem. „To poronienie. Czy pani wie, że była w ciąży?”, pyta lekarz. Ze szpitalnego łóżka pisze do ukochanego SMS-a: „Mogliśmy mieć dziecko”. Po pięciu minutach przychodzi odpowiedź: „Nie manipuluj mną”. Magda przysięga sobie: „Nigdy więcej nie dam się oszukać”. Dziś wspomina: „Płakałam miesiąc. Potem zajęłam się pracą. Kilkanaście godzin na dobę w firmie. Siłownia, basen, kluby, imprezy. Musiałam odreagować”, mówi.

Jest ładna, więc ciągle ktoś próbuje się z nią umówić. Ale nawet jeśli Magda przez chwilę czuje motyle w brzuchu, to zaraz przeważa głos rozsądku. Na kartce wypisuje wady ewentualnych partnerów. I za każdym razem pyta siebie: „Czy taki facet może być ojcem mojego dziecka?”. Nie chce się pomylić. Dwa razy od rozstania z Mikołajem spotkała mężczyzn, do których poczuła coś więcej.

Pierwszy, Australijczyk poznany na Sri Lance. Wielka namiętność, długie rozmowy. Po powrocie do kraju codzienne rozmowy na Skypie. Zbliża się sylwester. „Przylecisz?”, pyta Magda. „Już bukuję bilet”, odpowiada. W głowie alarm. Kolejne pytanie: „Czy ty sobie wyobrażasz wyprowadzkę z Sydney?”. On: „Nie, mam tu pracę, mieszkanie”. Magda już nie chce witać z Australijczykiem nowego roku. Nie ma żalu, ale wie, że związek nie ma sensu. Przecież ona też nie wyjedzie z Polski. Po co marnować czas? Kilka razy powtarza: szukam faceta, który mi dorówna. Tyle że gdy go poznaje i tak wynajduje wady. Marek, kolega znajomych. Pierwsze spotkanie i od razu iskrzy. Długie rozmowy, wspólne wyjścia. Magda już prawie uznaje, że właśnie spotkała tego właściwego, gdy przychodzi ten feralny piątek. Impreza u znajomych, nagle z sufitu na Markę i Magdę spada belka. On robi raban, deska uderza go w głowę. Jest szpital, opatrunek. Dopiero nad ranem pyta Magdę: „A tobie nic się nie stało?”. I znów koniec. „Proszę cię, taki egoizm jest dyskwalifikujący”, mówi, gdy sugeruję, że może zbyt łatwo się poddała. Koleżanki zazdroszczą Magdzie odwagi w zrywaniu kontaktów. Tylko jedna z nas w końcu mówi jej: „Związek to kompromisy. Ty jesteś teraz jak taran, do tego szukasz ideału. Zastanów się, może mścisz się za Mikołaja?”. Magda zaprzecza. Nie, nie mści się. W nosie ma przeszłość. I nie szuka ideału. Nikogo nie szuka, ale jak ktoś się pojawia, to po prostu jest ostrożna.

„Wiek daje mi świadomość wyboru, nie jestem już dziewczynką, która idzie za głosem serca. Nie chcę tracić czasu na bicie piany”, tłumaczy. Tak, zazdrości ludziom szczęśliwych związków. Chciałaby zjeść kolację z kimś, kogo świetnie zna, ponudzić się, pójść na spacer. Ale nie za wszelką cenę. Jest wiele innych rzeczy do zrobienia. Teraz Magda spotyka się z chłopakiem pięć lat młodszym. Na razie karta wad jest pusta. „Nie myślisz, że powinnam wpisać »za młody«?”, uśmiecha się.

AGATA: uczę się kompromisów

Agata o sobie: „Po rozstaniu z tatą mojej córki Mai bardzo szybko związałam się z nowym partnerem. Za wszelką cenę pragnęłam stabilizacji. Gdy się nie udało, pomyślałam, że nie chcę już dźwigać czyjejś przeszłości”.

„Agata, pojedźmy z Anią i Mają na wakacje do Grecji! Wszystkie linie lotnicze mają teraz świetne promocje”, Jacek koniecznie dziś chce zabukować lot do Aten. Agatę wzrusza jego determinacja w łączeniu dwóch rodzin. Jego z córką Anią i jej z Mają. Godzi się, ale czasem jeszcze wciąż ma wątpliwości. Raz już próbowała z Arturem i jego dziećmi. Ile musiały potem odcierpieć z Mają, której musiała tłumaczyć, dlaczego nagle Piotruś i Karolinka zniknęli z ich życia? Agacie trudno pogodzić się z błędami, które popełniła, bo tak bardzo chciała normalnej rodziny.

Z tatą Mai znała się jeszcze z liceum. Długa miłość i szybkie rozstanie, gdy pojawiło się dziecko. Bo on nie wstanie, gdy mała w nocy płacze, bo wciąż wychodzi na imprezy, bo rano spędza długie godziny w łazience, gdy ona stoi pod drzwiami z krzyczącym dzieckiem. Pół roku po rozstaniu za namową koleżanki loguje się na portalu randkowym. Poznaje Artura, który ma trzyletniego synka Piotrka chorego na autyzm i 11-letnią córkę Karolinę. Agata biega z małym do lekarza, terapeutów, próbuje do niego dotrzeć. Maja jest zachwycona Karoliną, zawsze chciała mieć starszą siostrę. Wszystko układa się znakomicie. Artur wprowadza się do Agaty. Są wspólne śniadania, kolacje, Agata poznaje rodziców Artura. Po kilku spotkaniach jego mama wyznaje: „Jesteś ideałem dla takiej teściowej jak ja”. Potem sylwester w domu na wsi. W Nowy Rok grają w berka na śniegu. Karolina przytula się do Agaty i wyznaje: „Fajna jesteś, lubię cię”. Ale happy endu nie będzie. Artur zostawia Agatę kilka tygodni później. Ona czuje się winna, wie, że przyczyniła się do końca tej miłości. Bała się, że jest dla Artura tylko przystankiem. Przeglądała więc jego SMS-y, zerkała, gdy szukał czegoś w internecie. Gdy nie odzywał się przez kilka godzin, robiła awanturę. I bardzo uważnie przyglądała się jego relacji z byłą żoną. „Wciąż analizowałam postępowanie Artura wobec byłej żony. Krytykowałam go, bo uważałam, że tak samo postąpi ze mną. Nasza pierwsza poważna kłótnia dotyczyła alimentów. On chciał je obniżyć, ja dostałam szału, że dzieci są najważniejsze. Nagle wydał mi się taki jak tata Mai. Dały o sobie znać doświadczenia z przeszłości, bo sama wciąż walczyłam o pieniądze na córkę. W sekundę zapomniałam, że Artur świetnie zajmuje się dziećmi, wspiera je, opiekuje się nimi, regularnie dzwoni, zabiera na wyjazdy”, wspomina.

Po rozstaniu z Arturem powiedziała sobie: „Związki po przejściach nie wychodzą, ludzie za dużo z sobą niosą”. Postanowiła, że nie chce już zajmować się cudzymi dziećmi, rozmawiać o byłych partnerkach, przejmować się, co one o niej myślą, o co mają żal. Nie chce patchworków. Tyle że był przy niej wieloletni przyjaciel, Jacek. Po rozstaniu z Arturem bardzo ją wspierał. Mówił: „Spokojnie, rozumiem, poczekam”. I zapraszał do kina, na spacer albo wpadał z książką. I pamiętał wszystko. Że o 10 miała ważny wywiad, o 13 lekarza, że Maja pojechała na wycieczkę. „Oj, dobra, Jacuś, dam znać potem”, Agata czasem się od niego opędzała. Ale z czasem pokochała go za tę troskę, bliskość, zrozumienie. Tylko czy tak jak kiedyś? Jacek czasem mówi, że jest mało czuła, wymagająca, zbyt konkretna. Ona już jak przez mgłę pamięta, jak przytulała się do taty Mai, mówiąc to nieszczęsne „misiu”, „kotku”. „Gdybym związała się z Jackiem dziesięć lat wcześniej, byłabym najszczęśliwszą kobietę na świecie”, mówi Agata. Ale zaraz dodaje: „A właściwie chyba nie, wolałam bardziej szalonych, przebojowych mężczyzn. Takich, którzy kochają wycieczki z plecakiem i niespodziewane sytuacje. Tyle że w życiu to się nie sprawdza”.

Jest wieczór. „Kupiłeś te bilety do Aten?”, pyta Agata Jacka. Trudno, nie cierpi wakacji nad basenem, ale to jej mały kompromis na rzecz szczęścia ich nowej patchworkowej rodziny.

JULIA: Mężczyźni? może kiedyś

Julia o sobie: „Terapeuta powiedział mi kiedyś: »Niech pani przestanie mówić, jak było cudownie. Proszę sobie przypomnieć, co było później i dlaczego tak długo tkwiła w niszczącej relacji«. Zrozumiałam wtedy, że muszę zbudować własne życie i nauczyć się, że miłość zaczyna się od miłości do siebie samej. Mężczyźni? Jestem zamrożona”.
Julia właśnie wróciła z Paryża, gdzie negocjuje dla siebie nowy kontrakt. Asertywna, konkretna. „Nie byłam taka kilka lat temu”.

Siedem lat temu poznała Michała. Ciąża, szybki ślub. Tuż przed porodem Julia maluje pokój dziecka, na ściany nakleja gwiazdki. „Za dwa lata zrobimy remont i je odkleimy”, uśmiecha się. Ale remontu nie będzie. Będzie za to historia, która złamie serca kilku osobom. A więc mąż. Pracuje na dwóch etatach, zapisuje się na studia. Julia całymi dniami jest sama. Gdy syn kończy rok, ona dostaje posadę w towarzystwie ubezpieczeniowym. Szybko awansuje. W jej dziale jest też Bartek. „Romans? Wydawało mi się, że takie rzeczy się nie zdarzają”. Ale rozmawiają coraz częściej. Potem wiele razy na terapii Julia opowie: „Bo odśnieżył mi samochód, bo przysłał SMS-a, czy dojechałam bezpiecznie do domu”. Któregoś dnia, gdy odwozi Bartka, w radiu leci piosenka „Kiss Me, Baby”. To nie w jej stylu, ale jednak mówi to: „Chciałabym, żebyś mnie pocałował”.

Trzy miesiące później Julia zabiera niespełna trzyletniego Franka i wprowadza się do wynajętego przez Bartka mieszkania. On porzuca żonę z półrocznym synkiem. „Ale nie da się budować miłości na zgliszczach. On mi nie ufał, ja mu nie ufałam”, wspomina Julia. „Codzienne telefony od mojego męża albo od jego żony. Do tego dzieci, Bartek tęsknił za swoim synem, Franek go denerwował. Wielka namiętność z jego strony zamienia się w niechęć. Bartek wiele razy mówi: »Koniec«. Gdy wyprowadzał się po raz ostatni, powiedział: »Nikt z tobą nie wytrzyma«. Długo się zastanawiałam, jak to możliwe, że ktoś tak mnie pragnął, pożądał, potem po prostu przestał”.

Ponad rok jest sama. Tylko praca, syn, praca, syn. Bierze psychotropy, zapisuje się na terapię. Mama jej powtarza, by zaczęła się z kimś spotykać. Ale mężczyźni sprawiają jej ból. Bo ten nie dotyka jak Bartek, inny denerwująco głaszcze po dłoni. Jeszcze inny natrętnie przedłuża spotkanie. Najbardziej drażni ją snucie wspólnych planów. Gdy słyszy: „Może pojedziemy razem na wakacje?”, robi jej się niedobrze. Z mężem i Bartkiem robiła plany sięgające późnej emerytury. Przekonała się, że wszystko może zmienić się w ciągu jednego dnia.

W któryś niedzielny poranek budzi ją SMS: „Było cudownie”. „Akurat”, myśli ona. Jednak umawia się z tym Marcinem. Idą do kina. A następnego dnia spotkanie u terapeuty. „Wciąż kocham Bartka”, mówi Julia. Analizowali to miliony razy. „Poświęciłam dla niego wszystko. Małżeństwo, syna, wartości, ideały”. Psycholog zbija ją z tropu: „A może zamiast o Bartku pomyśli pani wreszcie o sobie?”. Daje jej zadanie: spędzić jeden dzień samej. Nie dzwonić do znajomych, nie włączać telewizji.

Przez pierwsze pół godziny jakoś się trzyma, potem klnie, płacze, wypala mnóstwo papierosów. Po południu bierze się za sprzątanie domu.

Wniosek z tamtego wieczoru: „Samotność da się znieść”. To był jej pierwszy krok w drodze do niezależności. Kolejne zrobiła podczas różnych psychologicznych warsztatów: asertywności, budowania poczucia własnej wartości, stawiania granic. Dużo czasu poświęca Frankowi. Czuje się spokojniejsza, pewniejsza. Mężczyźni? Na razie wciąż na odległość. „Czemu im dalej, tym trudniej?”, Julia odpowiada pytaniem na pytanie. „Bo jestem wypalona, bo boję się, że już się nigdy nie zakocham, bo wydaje mi się, że miłość odbiera siły”. Myśli o sobie za kilka, kilkanaście miesięcy: może zaloguje się na portalu randkowym, może zrobi jakiś krok w stronę przyszłości. Może. Na razie jest dobrze, jak jest.

TEKST: Katarzyna Troszczyńska

Źródło: magazyn ELLE