Natychmiast otoczył mnie wianuszek mężczyzn. Jeden od plotek, inny od dyskusji politycznych, jeszcze inny od wbijania gwoździ (tak, szafkę w kuchni zamontował mój kolega z pracy). Gubiła się w tym trochę moja mama, której jednego dnia mówiłam, że Karol, a drugiego, że Bartek. – Z kim ty właściwie jesteś? – spytała. Opowiedziałam jej o teorii wyspecjalizowanych kolegów. Na początku była lekko zszokowana, ale potem stwierdziła, że zazdrości mi czasów, w których żyję. Bo pamięta, że kiedy ją zostawił narzeczony, przez rok wypłakiwała się przyjaciółkom i nie chodziła na randki, bo każdy myślał, że to coś zobowiązującego. Tymczasem ja dzięki swoim „chłopakom” kwitnę. W biurze lubię wypić kawę z kolegą z sąsiedniego działu (przyznaję, to dla niego wyciągam rano z szafy fajną sukienkę i dłużej się maluję), a po pracy idę na piwo z kolegą, który ma grono bardzo interesujących znajomych.