"Wszyscy [projektanci] mają wielkie teorie stojące za swoimi kolekcjami, ale ja mam szczerze dość teorii! W tej kolekcji chodzi o przyjemność w modzie" - z rozbrajającą szczerością mówi Miuccia Prada o swojej trudnej, jesiennej kolekcji.

Pokaz Prady był pełen pułapek: nietwarzowy futurystyczny wizaż, długość 7/8 nieodpowiednia dla zwykłej śmiertelniczki, pogrubiające op-artowskie wzory żywcem wyjęte z tendencji wnętrzarskich sprzed 50 lat. To wszystko wygląda dobrze tylko na idealnej modelce, a i one, nie oszukujmy się, potrafią wyglądać lepiej. Słynna makijażystka Pat McGarth pozbawiła je brwi, zamiast różu zastosowała wapno do bielenia ścian, a oczy obwiodła ciemną plamą - wszystko, żeby osiągnąć surowy, futurystyczny efekt kobiety-wojowniczki.

Miuccia Prada wróciła do kilku motywów z historii marki - odważnego wzornictwa, zapożyczeń z męskiej szafy, stylu piżamowego czy bogatych aplikacji z kamieni. W ten sposób osiągnęła kolekcję, która świetnie "się fotografuje", ale pewnie gorzej nosi. Płaszcze, spódnice i sukienki sięgające do pół łydki skracają sylwetkę i zapewne nie znajdą rzeszy klientek.

Trafiły za to do edytoriali, na okładki, a garnitur we wzory jak z klasycznej tapety stał się jedną z kilku ikonicznych sylwetek sezonu. Mimo starań Giorgio Armani, Stelli McCartney i Balmain to Prada jest w tym sezonie synonimem "garnituru", a i w dziedzinie op-artu udało się zdominować Miu Miu Jonathana Saundersa.

Miuccia tym razem może pozwolić sobie na sukces artystyczny, bo komercyjny osiągnęła, rekordowa pod względem zysków, kolekcjawiosna-lato 2012.
Notes ELLE.pl - Prada jesień-zima 2012/2013 / kolaż ELLE.pl