Olka Osadzińska, dzięki temu, że kocha to, co robi, wymalowała sobie idealną karierę. Jej nazwisko znane jest na całym świecie. Od lat tworzy ilustracje i współpracuje z takimi markami, jak Reebok, MCM, Mercedes Benz, Hugo Boss, Nike, Jägermeister i Max Factor. Jej prace były pokazywane w wielu magazynach o modzie, między innymi w ELLE, dla którego stworzyła pierwszą ilustrowaną okładkę.

Warsztaty Fashion Illustration
Mentor: Olka Osadzińska

ELLE: Jesteś wzorem dla wielu osób, które chciałyby zostać ilustratorami mody. Jaką radę mogłabyś dać osobie, które chciałaby pracować w tym zawodzie?

Olka Osadzińska: Jedyna rada jaką mogę dać i dotyczy ona nie tylko ilustracji, ale w ogóle życia i pracy to: jeśli ktoś chce coś robić, to powinien po prostu zacząć to robić. Nie ma innego sposobu na to. Zostałam wychowana przez rodziców z takimi powiedzeniami: „świat dzieli się na samouków i nieuków” i „jeśli się czegoś nie nauczysz, to nikt cię tego, nie nauczy”. Oczywiście na każdej uczelni i artystycznej i nie, studenci uczą się wielu przydatnych rzeczy, ale na koniec dnia co z tym zrobią, należy tylko do nich i to jest ich decyzja. Więc jeśli ktoś chce rysować, to po prostu powinien rysować. Wszystko jest kwestią zaangażowania, włożenia w to pracy i energii, poświęcenia. Jeśli ktoś chce mieć pracę marzeń, powinien robić coś co lubi, wtedy jest większa szansa, że odniesie w tym sukces. A jeśli go nie osiągnie, to przynajmniej ma się pracę, którą sprawia przyjemność. Jeśli ktoś chce się zająć branżą kreatywną, z myślą o zarabianiu pieniędzy, to mogę od razu powiedzieć, że jest to bardzo trudne. Utalentowanych osób jest wiele, a tort jest do podziału tylko jeden. To jest kwestia wytrwałości, czasu, talentu, szczęścia i miliona innych rzeczy. Ale na pewno trzeba chcieć to robić i aktywnie się tym zajmować.

Pod jakim kątem wybierałaś uczestników swoich warsztatów?
O: Wybierałam ludzi, którzy umieją już rysować. Dostałam kilkadziesiąt zgłoszeń. Decydowanie o tym, kto będzie uczestnikiem moich warsztatów, to był dłuższy proces. Pierwszy etap, to po prostu
przeglądanie portfolio i sprawdzanie, które są ciekawe, i które mi się podobają. To jest jedna grupa. Kolejna to – prace ciekawe, do sprawdzenia dalej. Zresztą wszystkich dokładnie sprawdzałam, googlowałam. Byłam zdziwiona, że mam kogoś imię i nazwisko, adres mailowy i nie jestem w stanie go znaleźć w Internecie. Więc jakie jest prawdopodobieństwo, że znajdzie was ktoś, kto nie wie o ich istnieniu?! Dlatego na początku naszych warsztatów zajęliśmy się Instagramem, Facbookiem. Na etapie przeglądania portfolio, musiałam także pamiętać, że to będzie grupa i że musi być ona w miarę spójna. Zależało mi też na tym, żeby był w niej jakiś chłopak, bo wtedy jest zupełnie inna dynamika pracy. Chciałam, żeby każdy miał jakiś swój styl, ale jakby okazało się, że nagle mam kilku świetnych ilustratorów, którzy używają tylko farb wodnych, to wzięłabym ich wszystkich. Cieszy mnie, jednak że finalnie każdy jest trochę inny, dzięki czemu mogą uczyć się też od siebie.

Jak wygląda dzień na Twoich warsztatach?
O: Dzień wygląda supernudno (śmiech). Wygląda po prostu tak, jak prawdziwa praca ilustratora. Czyli większość z uczestników siedzi po prostu przy komputerach ze słuchawkami na uszach. Nie wygląda to specjalnie atrakcyjnie. Podejrzewam, że pod tym kątem, warsztaty, które prowadził Tomek Sadurski w tamtym roku, były o wiele ciekawsze wizualnie.

Czy w takim razie wszyscy u Ciebie tworzą ilustracje na komputerze?
O: Nie, ale na jakimś etapie, każdy pracuje na komputerze. Uczestnicy muszą przecież zrobić research, znaleźć potrzebne im rzeczy, muszą złożyć ze swoich rysunków prezentacje, wydrukować je. Wolę jak oglądamy wszystko wydrukowane, bo wtedy widać, czy to się broni. Pracujemy bardzo zawodowo.Więc wszyscy mają kilka tematów do wykonania. Codziennie też dostają nowe zadanie. Część z nich jest na następny dzień, a cześć ma późniejszy deadline. W tej chwili pracują równolegle nad wzorem na papiery do pakowania prezentów dla Paperworks – oczywiście wybrany wzór zostanie zrealizowany i wprowadzony do sprzedaży. Tworzą także projekty dla marki Lous – wymyślają pattern do następnej kolekcji, robią reklamę dla warsztatowiczów z fashion jewellery, mają wykonać ilustrację dla grupy fashion Whiting – do ich magazynu, który oni składają. Dostali także buty Reeboka i z nimi będą pracowali. Muszą zaprojektować wzór, narysować, nanieść go na but – to taka praca systemowa. W środę pojawi się tu chłopak z Winsor & Newton z flamastrami do testowania. To będą takie próby malarskie z produktem, który dopiero pojawia się na rynku. Oprócz tego wszyscy muszą mieć złożone portfolio w pdfie, tak jakby chcieli wysłać je do magazynu. Codziennie rozmawiamy o tym zresztą na zajęciach, konsultują się ze mną, opowiadają, co już w nim mają, co muszą uzupełnić w nim layoutowo. Oprócz tego, muszą oczywiście stworzyć swoją pracę wystawową, która będzie miała wymiary 100x140cm.Coś mi się wydaje, że mieli coś jeszcze do zrobienia…

Jak powinno według Ciebie wyglądać dobrze złożone portfolio ilustratora mody? Jaką powinno mieć długość?
O: To dotyczy nie tylko ilustratorów mody, ale ogólnie wszystkich: 25 stron w portfolio to jest absolutny maks, wliczając w to obie okładki. 20 stron to jest taki standard, ale trudno się w nim zmieść komuś, kto aktywnie już pracuje. Myślę, że dla osoby oglądającej optymalna liczba stron to 15 do 20, przy czym lepiej zostawić kogoś z niedosytem, niż przeładować. I oczywiście podstawowa zasada: pierwsza i ostatnia strona są najważniejsze. Oczywiście, jeśli każda strona potrafi złapać za gardło, to super. Natomiast jeśli prace są nierówne, to trzeba zacząć mocno i tak też skończyć. Ja jestem zwolenniczką poziomych prezentacji, a nie pionowych. Z wielu powodów, miedzy innymi dlatego, że najczęściej portfolio oglądamy na komputerze i przy pionie nie widać całości. Lubię też czyste layouty, czyli taki układ, w którym podpisy są w tym samym miejscu, zdjęcia zawsze też w tym samym położeniu. To przyzwyczaja oko oglądającego do tego, że może się skupiać na pracy, a nie na zmieniających się stronach. No i tak naprawdę, najważniejsza jest oczywiście okładka, bo czasami tylko ją ktoś zobaczy. 

Zobaczcie co dzieje się na warsztatach fashion illustration>>

fot. snapchat @ellepolska