ELLE: Co nam mówi moda z tamtych lat?

Aleksandra Boćkowska: Na początku PRL, w czasach powojennych, moda była wyrazem tęsknoty za tym, co zostało utracone - przedwojenną elegancją i szykiem. Później, gdy dorosło kolejne pokolenie, zaczęła się tęsknota za zachodem. W latach 80. ludzie stracili zapał, w modzie były rozciągnięte swetry opozycjonistów.

Kupowało się na „ciuchach”, na bazarach, szyło u krawcowych. Można było też dostać coś ładnego w sklepie?

Nie, w sklepach nie było modnych fasonów. A jeśli już się pojawiały, trzeba było stać w kolejkach bez gwarancji, że starczy dla każdego. Nawet nie dlatego, że władza nie chciała, żeby ludzie byli modni, ale socjalistyczne procedury sprawiały, że od projektu do produkcji mijały dwa lata. Opisuję w książce taką scenę, gdy projektantki w łódzkiej Telimenie wymyślają pikowane kufajki w kwiatki. Muszą to przedstawić komisjom – zakładowej i złożonej z kierowniczek sklepów z całej Polski. Komisje uznają, że w kwiatki to mogą być podomki, projekt kufajek odrzucają.

PRL wyzwalał kreatywność i modową wyobraźnię – przefarbowane na czarno tenisówki z wyciętymi językami udawały baleriny.

Myślę, że to wynikało głównie z konieczności. Słynny był styl plastyczek, czyli studentek ASP. One miały wyobraźnię i umiały szyć, więc na przykład chodziły w kombinezonach w kwiaty. W latach 70. to był szok, bo w kwiaty to mogła być pościel.

Kolekcja Warszawskich Zakładów Przemysłu Odzieżowego na sezon wiosenno-letni 1950 roku

Sporo miejsca poświęcasz w książce magazynowi ELLE. Już wtedy to była biblia mody?

Nie dla wszystkich, bo magazyn nie był przecież dostępny. Czasem bywał w EMPiK-ach, częściej ktoś przywoził go zza granicy. Wtedy wyrywano go sobie z rąk, wypożyczano na noce porwane, zaczytane numery. Jedna z moich bohaterek opowiadała, jak na kursie językowym w Paryżu poznała chłopaka i on jej potem zafundował roczną prenumeratę ELLE. Do dziś pamięta swoją radość. Kochano ELLE, ubóstwiano. Krawcowe rysowały z ocalałych egzemplarzy wykroje.

Modne rzeczy w PRL robiła np. Barbara Hoff. Udało Ci się z nią porozmawiać?

Przez rok namawiałam ją na rozmowę do książki, niestety, bez powodzenia. Spotkałyśmy się wreszcie, ale nie chciała opowiadać o modzie. Pozostała moją niespełnioną fascynacją.

Możesz zdradzić jej związek z tytułowymi wielbłądami?

Chodzi oczywiście o sukienki z takim nadrukiem. Wspomina je wiele osób, tyle że nie wiadomo, kto je robił. To, ale też nie na pewno, okazuje się w poincie książki.

Rozmawiały: Sylwia Stano, Zofia Karaszewska

Strony z magazynu „Ty i ja”