Dawid Woliński zawsze czytał potrzeby swoich klientek jak otwartą księgę. O czym marzą jego muzy usadzane w pierwszych rzędach pokazów mody projektanta? O kobiecości podanej wprost - pięknych sukienkach odsłaniających trochę ciała, wyraźnie podkreślonej talii, biodrach zamkniętych zmysłowo w ołówkowe doły lub wprost przeciwnie - w dziewczęce, falbaniastych klosze z tiulu. Woliński adoruje swoje wierne fanki. Dobrze wie, że chcą być seksowne, widoczne, dzięki jego sukienkom mówić "tu jestem, patrzcie tylko na mnie". Kolekcja na wiosnę-lato 2017 jest na to kolejnym dowodem. Tym razem projektant dodatkowo uderza w popkulturowe motywy, które są bliskie potencjalnej klientce. Dziewczyna Wolińskiego kocha gwiazdki na ubraniach, czeka na premierę filmu "Alicja po drugiej stronie lustra" a oczy błyszczą jej na widok złotych frędzli skradzionych z amerykańskiego rodeo. Ta trochę banalna i romantyczna feeria motywów na wybiegu złożyła się w całkiem atrakcyjną całość. 

Tym razem inspiracyjne tropy Wolińskiego prowadzą nas od Dzikiego Zachodu aż do paryskiej pracowni malarskiej. Projektant ma apetyt na ekstrawaganckie połączenia wszystkiego ze wszystkim. Ambitnie podpatruje to, na czym współcześnie zyskuje Miu Miu, czy Alessandro Michele w Gucci (jeśli nic do siebie nie pasuje, to w tym szaleństwie jest metoda). Nowa kolekcja ma być eklektyczną podróżą przez motywy amerykańskiej popkultury - ikoniczne obrazy Warhola, wibrujące neonami pokazy rodeo, czy zwariowane kolorowe dzieła Jeffa Koonsa (którego kilka sezonów temu przybliżyła już swoim zamożnym klientkom Joanna Przetakiewicz).

Nie da się ukryć - na polskie wybiegi uległy lansowi na sztukę i aspirująco brzmiące inspiracje. Nie mamy nic przeciwko, jeśli to wszystko poparte jest dobrym krawiectwem i pięknymi materiałami. A u Wolińskiego trudno nie stracić głowy dla haftowanej satyny, weluru i ortalionowej bawełny, najbardziej oryginalnie podanej głównie w męskich, bardzo dobrze uszytych sylwetkach. To one balansowały resztę szaleństwa na wybiegu. Pokaz wibrował, błyszczał, był upstrzony detalami ale także naszpikowany dobrą, amerykańską muzyką. Jak zwykle oprócz Instagramu i Snapchata, redakcja ELLE.pl w swoich telefonach miała uruchomiony Shazam. Chociaż w tym przypadku wsparcie aplikacji nie było nam potrzebne do rozpoznania tych kawałków. Koniecznie włączcie je, oglądając naszą galerię!