W listopadowym ELLE przeczytaliście krótką rozmowę z duetem Bohoboco. To fragment większego wywiadu, który Kara Becker przeprowadziła po świetnym pokazie kolekcji jesień-zima 2013/14 w Soho Factory. Przeczytajcie całość i dowiedzcie się, skąd pochodzi nazwa duetu.

ELLE : Nad czym teraz pracujecie?

Kamil: Pracujemy nad zimową kolekcją. Ta, którą pokazaliśmy ostatnio na wybiegu nie wejdzie do sprzedaży. Musimy ją dopasować do potrzeb klientek. Zimowa kolekcja miała trudne długości , do pół łydki. Dlatego teraz musimy przekonwertować sylwetki z pokazu na to, co naprawdę trafi później do butików. Pokaz jest pewnego rodzaju show, a potem w sklepach znajdują się rzeczy do noszenia.

Gilbert: Chociaż ja już zaczynam myśleć na temat nowej kolekcji i nowych inspiracji.

ELLE: Mówi się, że wasz styl to mieszanka czterech stolic mody. Czy ta koncepcja przyświecała wam też przy tworzeniu najnowszej kolekcji?

Gilbert: Najnowsza kolekcja inspirowana była starymi filmami i gwiazdami lat 40. No i oczywiście Paryżem! Ale rzeczywiście, zakładając markę Bohoboco Kamil wpadł na świetny pomysł, że Warszawa to mieszkanka wszystkich czterech stolic mody. I ten miks odzwierciedla to, co chcemy tworzyć. Modę kobiecą i bardzo użytkową.

Kamil: Musimy przyznać, że po ostatnim pokazie zalała nas fala gratulacji. W Soho było 1200 osób. Jak na porządnym koncercie rockowego zespołu. I te długie brawa. Szkoda, że nie było z nami Magdy Jasek. Jest dla nas jak córka. Musimy się pochwalić, że jako jedyna europejska marka dostaliśmy zgodę od jej paryskiej agencji na współpracę. W Polsce zrobiła tylko naszą kampanię i okładkę ELLE.

ELLE: Pokazaliście również suknie ślubne. Czy to już będzie stały punkt programu?

Gilbert: Chcieliśmy powrócić do reguł, które kiedyś rządziły pokazami mody i zamknąć pokaz sukniami ślubnymi.

Kamil: To jest też sygnał dla naszych klientek – jak suknia ślubna to do nas!

ELLE: Po pokazie prasa rozpisywała się o fantastycznej kolekcji, ale jednak było kilka negatywnych komentarzy na temat organizacji. Czytacie w ogóle to, co o was piszą na portalach plotkarskich? I jak do tego podchodzicie?

Gilbert: Oczywiście doszły do nas takie informacje. Przy takim wielkim pokazie i tylu gościach ciężko jest wszystkim dogodzić. Tak naprawdę wiele osób dzwoniło do nas i mówiło, że pokaz był bardzo profesjonalnie zorganizowany. Z fochami niektórych ludzi nie jesteśmy sobie w stanie poradzić. Moim zdaniem to strata tej osoby, która nie miała okazji zobaczyć najnowszej kolekcji. Nam się nic wielkiego nie stało. Można powiedzieć, że z punktu marketingowego była to dla nas świetna reklama. Wiadomo, że nie lubimy takich sytuacji, ale przy takiej ilości gości naprawdę ciężko wszystko zgrać. A na tym pokazie były tłumy ludzi. Jeśli chodzi o pokazy mody w Warszawie to jest tak, że wszyscy przychodzą w jednym momencie. Przecież po to jest ta godzina między otwarciem drzwi a pokazem, aby każdy mógł spokojnie znaleźć swoje miejsce. Na naszym pokazie wszyscy chcieli wejść na raz. A wiadomo, że na sali nie ma nieskończonej ilości ludzi, którzy usadzają. Każdy musi trochę poczekać. A jeżeli dla kogoś za długie czekanie było problemem, to trudno.

Kamil: To jest też trochę tak, że ten świat mody u nas jeszcze raczkuje. Miałem okazję być na fashion weekach zagranicą i tam czekanie, kolejki, sprawdzanie zaproszeń to jest standard. Wtedy jest ten czas na życie towarzyskie, ludzie z całego świata wymieniają opinie, komentują swoje stroje. To taki networking. I to jest super! Ten czas przed pokazem jest dla wielu osób bardzo cenny – niektórzy z nich widzą się tylko dwa razy do roku.

Gilbert: A poza tym na świecie jest też taka tendencja, że tam ludzie potwierdzają swoją obecność i walczą o miejsca. Jeśli ktoś potwierdzi swoją obecność to jest pewne, że się pojawi. Pod tym względem polskie pokazy to ruletka. Zdarza się tak, że gwiazdy, dziennikarze potwierdzają swoją obecność i nie przychodzą. Ale na to miejsce przyjdzie kilka osób, które mówiło, że nie przyjdzie i nagle nie ma dla nich miejsc. Sztuka usadzania i organizacja rzędów vipowskich jest bardzo trudna do zapanowania. Wszystko tak naprawdę rodzi się na żywo.

Kamil: A poza tym jest też taka sprawa, że każda osoba z rzędu vip chce siedzieć na najlepszym miejscu, a my nie wiemy, które miejsce dla danej osoby jest najlepsze. Dlatego następują roszady. Ta pani chce siedzieć tu, a ta pani chce siedzieć obok koleżanki a my nie widzieliśmy , że one są dobrymi znajomymi. I rzeczywiście mimo najszczerszych chęci, żeby wszystko wypadło jak najlepiej zależy to też od ludzi. Nie chcemy tutaj oskarżać kogoś, że jest niekulturalny, ale zdarza się tak, że ktoś siada na czyimś miejscu, zrzuca karteczkę z nazwiskiem i obsługa nie może już znaleźć tego miejsca. Takie rzeczy zdarzają się też na innych pokazach i nie wydaje mi się żeby to był jakiś ewenement. Dla nas pokazy mody są prawie jak nasze urodziny, nasze święto. Jakbym ja poszedł do kogoś na urodziny i by mi nie smakowały koreczki to bym nie wypisywał w internecie, że u Kasi na urodzinach było super, ale były okropne koreczki.

Gilbert: Tak naprawdę to świadczy o kulturze osobistej danej osoby. Zwłaszcza, że wpis na facebooku nie był do końca zgodny z prawdą. Połowa rzeczy jest przekłamana i naciągnięta. Ważne, że zalała nas fala bardzo pozytywnych opinii gwiazd, dziennikarzy i klientek. Jeszcze nigdy nie było aż tak! Ludzie wyznawali nam wręcz miłość.