"Łabędzi śpiew na wybiegu" - tak o ostatnim, zamykającym współpracę Wanga i Balenciagi pokazie piszą media na całym świecie. I jest to idealne porównanie, bo po pierwsze: pokaz na paryskim fashion weeku jest pożegnaniem koncernu Kering z projektantem, a po drugie: kolekcja jest śnieżnobiała i jak na Alexandra bardzo romantyczna. 

Wang postawił kropkę nad "i". Pracując nad nowościami na lato najprawdopodobniej już wiedział, że jego kontrakt nie będzie przedłużony... Wywiązał się więc z zadania tak, jakby chciał udowodnić całemu światu, że zrobił dla Balenciagi naprawdę wiele. Nowa kolekcja to szereg, pięknych "bieliźnianych", eleganckich sylwetek, które nadal mają w sobie sportowe upodobania Wanga. Tym razem jednak minimalizm ustąpił dekoracyjności. Kombinezony, slip dresses, drapowane topy z falbanami, przezroczystości - to wszystko projektant ułożył w subtelną, piękną całość, którą z pewnością zobaczymy na czerwonym dywanie, ale też na it girls z całego świata. Nie mówiąc o tym, że pewnie jako pierwsza od Balenciagi będzie echem powielana przez największe sieciówki.

Balenciaga wiosna-lato 2016, fot. Imaxtree

W finale pokazu Wang przebiegł tanecznym krokiem wzdłuż wyznaczających wybieg basenów z krystalicznie czystą wodą i po drodze wrzucił do mediów społecznościowych kilka selfie. Nie było więc powagi czy zbędnej dramaturgii sytuacji. Show przypominało raczej dobrą imprezę wśród przyjaciół. Wśród modelek i artystek, które zaprezentowały kolekcję znalazły się muzy projektanta: Anna Ewers, Suki Waterhouse, Zoë Kravitz, czy Bella Heathcote. I choć ścieżkę dźwiękową otworzył sentymentalny utwór "Mysteries of Love" Antony and the Johnsons, to potem wybrzmiały energetyczne, raperskie kawałki Dr-a Dre, Snoop Doga i Tupaca. To swoista deklaracja - Wang pozostanie sobą i nie zmieni swojego DNA. A na pewno będzie je nadal eksponował w kolekcjach swojej autorskiej marki.