Biuro firmy Femi Pleasure na warszawskim Powiślu. Atmosfera jak w rodzinie. Pracują tu wyłącznie dziewczyny, które kochają snowboard i surfing. Co tydzień spotykają się na wspólnym firmowym śniadaniu, organizują sobie pikniki. Na ścianie napis: „Wszystko jest możliwe, tylko trzeba wymyślić, jak to zrobić!”.

MIERZ WYSOKO
Wszystko zaczyna się 10 lat temu. Siostry Kama i Anita Nawarkiewicz ostro wkręcają się w snowboard. Wyglądać kobieco na stoku? Można, tyle że nie w Polsce. Kolorowe, dziewczyńskie ciuchy? Można kupić... za granicą. – Postanowiłyśmy, że to my je wyprodukujemy! – wspomina Anita moment, gdy zdecydowały z Kamą założyć firmę. – Femi Pleasure. To będzie światowa marka! Naprawdę od razu taki był plan, choć byłyśmy wtedy małolatkami! – wspominają. Siostry muszą szybko nauczyć się samodzielności. Jako młode dziewczyny tracą rodziców. Na szczęście mają wsparcie babci i dziadka. Wiedzą, że życie musi toczyć się dalej. Wynajmują dom po rodzicach, zdają na fizjoterapię. Zakochują się w snowboardzie. Trochę później w surfingu. Na Freestyle’owy Dzień Kobiet w Szczyrku, czyli snowboardowe zawody tylko dla dziewczyn, przyjeżdżają już jako Femi Pleasure. Spotykają kobiety pełne pasji, tak jak one. Widzą, że pomysł na Femi to było to.

NIE ZRAŻAJ SIĘ ŁATWO
Pierwszy projekt Femi Pleasure? Zwykła, kolorowa bluza z logo na plecach. Anita i Kama jadą do Łodzi po tkaniny. Na miejscu się dowiadują, że bluz nie szyje się z tkaniny, tylko z dzianiny. Kapitał? Minimalny.Trochę pieniędzy z wynajmu domu. Mają szczęście. – Trafiłyśmy na dwie przeurocze panie dziewiarki. Oczarowałyśmy je opowieścią o naszej „firmie”. „No dobra, dziewczyny, wybierzcie kolory. Zrobimy wam to zamówienie” – mówią dziewiarki. W maleńkiej szwalni powstaje pierwsza seria 100 bluz.To tak mała liczba, że produkcja nie bardzo się opłaca. Zamiast próbować je sprzedać, Kama i Anita rozdają koleżankom. – To był niezamierzony chwyt marketingowy! – śmieją się dziewczyny. Ich przyjaciółki stają się żywą reklamą. Wszyscy chcą wiedzieć, co to jest Femi Pleasure.

ŁAP OKAZJE
„Muszę zobaczyć waszą przyszłoroczną kolekcję!” – Anita odbiera telefon z Austrii. Dzwoni producent strojów snowboardowych. Ale one nie mają żadnej przyszłorocznej kolekcji! Projektują ubrania z dnia na dzień, równocześnie studiując. (Rzucają fizjoterapię, są na grafice w ASP i na projektowaniu ubioru). – Po tym telefonie w kilka nocy zrobiłyśmy kolekcję i katalog – wspominają. Jadą z nim do Innsbrucka. I... zdobywają gigantyczny kontrakt! Dziś firma jest ogromna, ale nadal przez ręce Kamy i Anity przechodzi każda metka, zamek, sznurek, guzik. „Włożyłabyś to?” – pytają jedna drugą. Gdy pada „nie”, projekt ląduje w koszu.