O tym, że będę pracować w ELLE, mogłam tylko marzyć. Gdy ukazał się pierwszy numer polskiej edycji, miałam siedem lat. Na wybiegach królowały kościste piękności – Kate Moss i Stella Tennant. Dziś gwiazdą wybiegów jest Kate Upton, seksowna blondynka o rubensowskich kształtach. Ale Kate i modelki plus size są wciąż niszą, zwłaszcza w świecie high fashion. Kreacje od projektantów dobrze leżą tylko na bardzo, bardzo chudych dziewczynach, i to one wciąż wiodą prym w modelingu. A my, kobiety, wciąż się do nich porównujemy i często chcemy wyglądać tak samo. „Nie mogę pić, nie mogę jeść. Ja chcę być chuda” – śpiewała Agnieszka Chylińska. Też chciałam być chuda. Nie wiedziałam, że potem moim największym marzeniem będzie, aby przytyć i normalnie jeść. Przez pięć lat miałam anoreksję.

Listopad 2004, 54 kg
Zaczęło się niewinnie. Eliminacja słodyczy, chowanie kotleta pod ziemniakami. Dość szybko za obiad wystarczał mi jogurt 0 proc., choć jako dziecko byłam pulchna i kochałam wszystko, co słodkie i tłuste.

Początek liceum. Jestem zwykłą, szczupłą dziewczyną, która lubi siebie i lubi jeść. Ale presja otoczenia daje się we znaki. Gdy w klasie zaczyna się moda na odchudzanie, szybko ją podchwytuję. Tylko o ile moje koleżanki z pasją dyskutują o dietach, po czym idą na frytki, ja poważnie podchodzę do sprawy. Od listopada do stycznia tracę 12 kilo.

Pierwszy miesiąc to koszmar. Mój żołądek przyzwyczajony do regularnych posiłków, błaga o jedzenie. Głód hamuję papierosami i kawą. Cellulit ekspresowo znika z moich ud, jak zresztą one same. W lustrze pojawiają się za to wystające obojczyki. Im mniej ważę, tym czuję się pewniejsza siebie i z pogardą patrzę na grubsze koleżanki. Nareszcie jestem chuda i atrakcyjna jak modelki. Ale tylko dla siebie. I niestety tylko do czasu...

Tracę kontrolę nad odchudzaniem. Chudnę coraz szybciej, jem coraz mniej. Po szkole przesiaduję godzinami w parku, byle tylko nie wracać do domu i mamy, która prośbą i groźbą próbuje nakłonić mnie do jedzenia. Mój żołądek jest tak skurczony, że nie mogę zjeść jabłka, nie wspominając o obiedzie. Do życia wystarczają mi paczka Marlboro, butelka wody i miętówki bez cukru. Ubrania kupuję w dziale dziecięcym, bo w „dorosłych” rozmiarach tonę. Nie wiem skąd, ale na szczęście mam siłę się uczyć i chodzić na imprezy. Znów do czasu...