Będzie burza, czy nie? Wczoraj wszyscy zastanawiali się, czy pogoda nas niemiło zaskoczy (organizatorzy zdecydowali się nawet przenieść koncert G-Eazy na późniejszą godzinę). Na szczęście skończyło się tylko na niewielkim, przelotnym deszczu, ale prognozy zmieniają się tak szybko, że trzeba być przygotowanym na wszystko. Ale to nie temperatura powietrza, czy wielkość opadów była najważniejsza drugiego dnia Open'er Festival 2017.

Charli XCX mimo wczesnej godziny zakończyła swój występ deszczem różowego konfetii, a to był dopiero początek. Tuż przed 20 na główną scenę wkroczyło The Kills (wywiad z Alison Mosshart przeczytacie niedługo w magazynie ELLE). Duet był już na Open'erze pięć lat temu i wtedy zachwycił nasz swoim gitarowym graniem, buntowniczym stylem i niezwykłym wokalem Mosshart. Tym razem było równie dobrze, a nawet świetnie. Charyzma Alison porwie chyba każdego (najwet największego niedowiarka), a chemia między nią a Jamie'em Hince'em nadal jest silna. Wspaniale było usłyszeć "Doing It To The Death", "Echo Home" czy "Siberian Nights" w wersji live!

Jednak ten wieczór należał do M.I.A. Mamy wrażenie, że podczas tej edycji kobiety zdominowały scenę namiotową. Mamy na to dowód i co więcej, musimy to napisać: pochodząca ze Sri Lanki brytyjska wokalistka "rozniosła system". To co działo się podczas jej koncertu z pewnością przejdzie do historii Open'era. Mathangi "Maya" Arulpragasam nie tylko schodziła do tłumu fanów, czy twerkowała. Prawie 42-letnia artystka podbiegła nawet ze sceny do reżyserki oraz uprawiała crowd surfing! Niemożliwe? A jednak! Dobór set listy, wizualizacje, oświetlenie, tancerki na scenie - wszystko to stworzyło energetyzujący koktajl, po którym dochodziliśmy do siebie jeszcze przez kilka godzin.

Spokojnie, nie ominął nas występ Foo Fighters na Main Stage (zaczął się już podczas bisu M.I.A). Dave Grohl i spółka grają już od 20 lat, a energii mają nadal tyle, co na początku kariery. Aż chciałoby się spytać: jak oni to robią? Amerykanie udowadniają, że rockmani mogą być też zabawni. Żarciki Grohla, zagranie nawet "Another Ones Bites the Dust" z repertuaru Queen, czy "School’s Out" Alice’a Coopera dawały trochę odetchnąć pomiędzy kolejnymi utworami. Przez dwie godziny tłum szalał, a grupa prezentowała kolejne hity. Było "Wheels", "Skin & Bones", mocne "Best of You", "The Pretender", "My Hero" a także "La Dee Da" z duecie z Alison Mosshart. 

Jeśli ktoś miał jeszcze trochę siły to powinien wybrać się do namiotu na Trentemøller. Duńczyk to kolejny Dj, na którego występach usłyszeliśmy także żywe instrumenty. Minimalna, świetlna scengrafia podbijała wciągający set 44-letniego Andersa.