Dawid Ogrodnik, fot. Łukasz Ziętek

ELLE Kończysz szkołę w Poznaniu i wszystko się rozpada, choć plan był misterny, a jego realizacja kosztowała dużo wysiłku. Co robisz dalej?
D.O. Po maturze wróciłem do Wągrowca i założyłem firmę, która miała promować młodych zdolnych artystów, organizować koncerty i wystawy. Nie udało się. Potem pracowałem w wiejskim domu kultury, prowadziłem chór dla dzieci. Udało nam się zorganizować parę koncertów i przedstawienie. Wypożyczyliśmy stroje z Teatru Wielkiego w Poznaniu. Mnóstwo zabawy. Ważny czas, tak myślę.

ELLE W Krakowie studiowałeś z Marcinem Kowalczykiem i Tomaszem Schuchardtem, z którymi potem zagraliście w ,,Jesteś Bogiem”. Na studiach balowaliście czy ciężko pracowałeś?
D.O. Szkoła jest takim miejscem, że jeśli samemu nie narzuci się dyscypliny, nie będzie się ciężko pracowało – to nikt nam nic w zamian nie da. Profesorowie mogą poprowadzić, nadać kierunek, ale tak naprawdę to są studia indywidualne. Skończyłem PWST jako pierwszy ze swojego roku, bo już miałem zaczynać zdjęcia do „Chce się żyć” i chciałem wcześniej się obronić. Znając siebie, później bym tego nie zrobił.

ELLE Z małego miasteczka do Warszawy, do jednego z najlepszych teatrów, do najgłośniejszych filmów. Jak Twoja rodzina reaguje na taką karierę?
D.O. Zdrowo. Duża w tym zasługa mojego szwagra, który ma wielki dystans do mojej pracy i często jakimś jednym śmiesznym tekstem rozwala moje spulchnienia. Rodzina stawia mnie mocno na ziemi. Nikt mnie nie traktuje, jakbym
robił coś wyjątkowego czy lepszego od nich. Pozwala to widzieć, że zawsze liczy się człowiek. Uwielbiam ich.

ELLE W Twoich rolach widzę maksimum wysiłku, energii, pracy. Potrafisz odpuszczać: w pracy i w życiu?
D.O. Wydaje mi się, że nie umiem odpuścić, zawsze muszę mieć ostatnie słowo. Ale można mnie przekonać. A w życiu nie do końca dobrze odnajduję się w większym towarzystwie. Gdyby tu z nami siedziała grupa pięciu osób, mogłoby być tak, żebym się w ogóle nie odezwał.

ELLE Czyli jesteś nieśmiały?
D.O. Nieśmiałość ma różne oblicza. Bywa odbierana negatywnie. To jedna z tych cech charakteru, którą trudno kontrolować. Nieśmiałość wywołuje głębokie wewnętrzne poczucie jakiejś słabości, a jednocześnie próbę przełamania jej. Żyjemy w czasach, w których z boku staje ten, kto nie narzuca mocno swojej kategorii. Ja zaczynam się uczyć, że to „z boku” jest miejscem dla mnie. I zaczynam je lubić.

ELLE W historii Mateusza z ,,Chce się żyć” ważną rolę grają kobiety. To one rozumieją jego inność. Ty rozumiesz kobiety?
D.O. Wrażliwość kobiet jest mi bliższa niż samcza: dowodząca, zawiadująca. Kobiety nie potrzebują być ciągle na czele, nie muszą produkować nadwyżki, żeby ktoś je zauważył. I potrafią stać z boku. Łatwiej się z nimi obcuje. Przyjaźnię się z kobietami, ale faceta zrozumie całkowicie tylko facet.

ELLE Twoja dziewczyna też jest aktorką. Pomagacie sobie?
D.O. Jeszcze nie mieliśmy okazji uczestniczyć w powstawaniu roli któregoś z nas. Marta miała już za sobą rolę w „Płynących wieżowcach”. Ja grałem już w „Idzie” Pawła Pawlikowskiego. Lubimy oglądać swoje filmy i widzieć siebie tak innych. Rozmawiamy, analizujemy, wyciągamy wnioski. Można wejść w wiele ról na co dzień, zwłaszcza w parze aktorskiej. Trzeba uważać, żeby się nie stać aktorem własnego życia.

ELLE Zagrać z ukochaną w jednym filmie to dla Ciebie, aktora totalnie zaangażowanego, jest w ogóle możliwe?
D.O. Jest to trudne, ale nie niemożliwe. W „Chce się żyć” się udało. Myślę, że jak starasz się mieć z ludźmi szczere relacje oparte na zaufaniu, nic nie stoi na przeszkodzie, żeby przerzucać je na ekran. Chodzi też o to, żeby złapać do tego całego filmowego świata dystans. Myślę, że spostrzegawczy widz podczas oglądania filmu zauważy tę szczególną relację mojego bohatera.

ELLE Często grasz bohaterów, których ogranicza ciało. Czym jest ono dla Ciebie?
D.O. W „Chce się żyć” i TR w „Nietoperzu” musiałem wprowadzić ciało w tak silne ruchy spastyczne, że trudno mi je było potem doprowadzić do naturalnego stanu. Z zawodowego punktu widzenia moje ciało jest narzędziem pracy. Z prywatnego: za bardzo o to nie dbam, tyle tylko, żeby nie bolało.

ELLE Jak rozluźniłeś nienaturalnie spięte mięśnie po tej roli?
D.O. Nie wiem, czy już rozluźniłem do końca. Ciągle mam jakieś problemy. Ale też dlatego, że postać chorego na czterokończynowe porażenie mózgowe gram w teatrze. Ale nie chcę demonizować, wziąłem to na swoje plecy. Musisz brać. Coś za coś. Kiedyś po egzaminie czy spektaklu dochodziłem do siebie miesiąc. Teraz się nauczyłem, że ja nie jestem postacią, którą gram, ja jej tylko użyczam swojego ciała.

ELLE Poza wspaniałym teatrem, wielkimi ludźmi, planem filmowym – jak wygląda Twoja codzienność?
D.O. Żyję z pieniędzy, które zarobię, grając w filmach i w teatrze. Pytasz o sumy? Słaba średnia. Mocno trzeba odkładać, żeby raz w roku pojechać na wakacje. Ale ja nie potrzebuję mieć dużo więcej niż to, co zaspokaja moje wewnętrzne poczucie komfortu. Jeśli mam swoje miejsce, swoją norkę i ciszę, do której zawsze mogę wrócić – to może być nawet pięć metrów kwadratowych.

ELLE Reżyserzy sami do Ciebie dzwonią, to musi wywoływać zazdrość. Czujesz, że komuś zagrażasz?
D.O. Może jest kilka osób, które tak myślą. I może według ich hierarchii tak jest. W moim myśleniu nie ma takiej kategorii, to mnie nawet czasem martwi. Ja się nie ścigam. Szukam ciągle czegoś nowego, czego jeszcze sam nie znam. I w sztuce, i w życiu. Ale też nie wierzę, że rzeczy się dzieją z przypadku.

ROZMAWIAŁA Anna Luboń

Podziękowania dla Centrum Kultury Koneser, ul. Ząbkowska 27/31, Warszawa