Kryzys organizacyjny. „Popełniłyśmy błąd zadufania. Bardzo długo byłyśmy liderem, nie bałyśmy się ryzykować. W pewnym momencie trochę straciłyśmy z oczu showroom, bo wydawało się nam, że on się sam rozwija”, wspomina Renata. „W firmie działo się wtedy mnóstwo nowych, fajnych rzeczy. Skoncentrowałyśmy się na agencji. Dwa lata zajęło nam doprowadzenie showroomu do poziomu, na jakim był przedtem”.

Kryzys ekonomiczny. 2009 to był najgorszy rok w historii firmy. Wszyscy obcinali budżety, interes na chwilę zamarł. Zacisnęły pasa, byle tylko nikogo nie zwolnić, przetrwać. Wreszcie kryzys z najwyższej półki. W tym samym, 2009 roku czteroletnia córka Ani zachorowała na białaczkę. Przez trzy miesiące terapii każdego dnia i co drugą noc Ania siedziała przy Lence w szpitalu, do firmy wpadała na pozostałe kilka godzin. „Aliganza była wtedy dla mnie odskocznią. Gdybym siedziała ciągle przy pompie z lekiem i patrzyła na moje biedne dziecko, rozkleiłabym się. A przy dziecku nie wolno”, mówi.

W jaki sposób pomogły dziewczyny? „Potrafimy bardzo szybko wejść we własne obowiązki, przejąć płynnie większość rzeczy”, mówi Ania. „Byłyśmy maksymalnie zmobilizowane”, opowiada Renata. „Ale to chyba naturalne?”. Monika Radulska, która dołączyła do ekipy w 2003 roku już jako ekspertka od strategii marketingowych: „W takich sytuacjach przychodzi wyjątkowa siła. Żadna z nas nie jest osobą słabą”. Siła to kluczowa cecha. Nie wyjaśnia jednak w pełni tego, jak można 12 lat przetrwać razem w najtrudniejszych sytuacjach, gdzie w grę wchodzą emocje, ludzie i pieniądze.

Monika: „Naszą jedność buduje to, że jesteśmy kompletnie różne”. Anna: „Nie ma między nami gier ambicjonalnych. Może dlatego, że nigdy nie zakładałyśmy, że będziemy robić superdochodowy biznes”. Renata: „Dbamy o nastrój. Pielęgnujemy nasze relacje, często razem gdzieś wychodzimy, robimy w firmie święta i urodziny”.

Jest jeszcze coś: uważnie dobierają współpracowników. I tak się składa, że są to głównie dziewczyny. Bo mężczyźni, którzy czują ciuchy, rzadko czują biznes. Kobietom łatwiej połączyć pasję z myśleniem o zyskach.

Zanim zacznę im zazdrościć, pytam, czy właściwie trudniej jest mieć swoją firmę, czy może łatwiej byłoby pracować na etacie. „Gdy się ma dzieci, to łatwiej”, przekonuje Renata. „Gdyby nie firma, byłoby mi bardzo trudno opiekować się chorym dzieckiem. Choć bywa i trudniej. Nie udało mi się wziąć urlopu macierzyńskiego”, dodaje Ania. Monika: „Trzeba pamiętać, że my nie pracujemy w hucie stali. Robimy to, co nas kręci. Same stworzyłyśmy sobie takie miejsce pracy”.

Dziś Aliganza mieści się w designerskim lofcie, każdy, kto tu przychodzi, przez chwilę myśli, jakby to było cudownie przychodzić tu codziennie.