Założyłam pierwsze w Polsce biuro kobiece specjalizujące się w zdradach. Prowadzę je od sześciu lat — nadal zgłaszają się do nas głównie panie, ale coraz częściej przychodzą też mężczyźni. To, że jestem kobietą, jest wielką zaletą. Klientka dzwoni zapłakana, w rozsypce, mówi, że dowiedziała się właśnie o zdradzie, a mężczyzna detektyw odpowiada: „To nie jest koniec świata, zdarzają się gorsze rzeczy". A dla niej to właśnie jest koniec świata! Na początku emocjonowałam się każdą sprawą, płakałam razem z tymi kobietami, ale już się uodporniłam. Staram się być wrażliwa, a także konkretna — uspokoić i przede wszystkim doradzić, co powinny zrobić, jak sobie poradzić finansowo i nie odsłonić się przed mężem ze swoją wiedzą. Bo to może zniszczyć wszystko. Kobiety zdradzają inaczej. Różnice widać już przy pierwszej rozmowie: one opowiadają wszystko szczegółowo, oni lakonicznie — uważają, że sama powinnam się wielu spraw domyślić. Zdarzali się panowie, którzy wszystko wiedzieli, a nie mówili nic. Udawało mi się do czegoś w sprawie dojść, dzwoniłam, raportowałam, z kim spotyka się jego żona, na co on: „Wiem o tym!". „To dlaczego pan nie powiedział?!". Przecież to strata mojego czasu i jego pieniędzy. Poza tym mężczyźni, którzy zdradzają, idą jak barany na rzeź — klapki na oczach i jadą. A jak już kochanka wsiada do ich samochodu, głupieją i nie widzą kompletnie nic. Natomiast kobieta, zanim dojedzie do hotelu, w którym się umówiła, pięć razy zmieni trasę, będzie kluczyć uliczkami, zostawi samochód na stacji benzynowej, weźmie taksówkę. Kobiety lepiej się ukrywają. W końcu mężczyźni, o których wiemy, że zawsze zdradzali, musieli to z kimś robić!

Coraz częściej pojawiają się u mnie panie, podejrzewające swoich mężów o orientację homoseksualną. I zwykle mają rację. Panowie zaczynają się odkrywać. Żyją w tradycyjnym związku, pracują na wysokich stanowiskach, więc nie mówią o swoich upodobaniach. W niektórych kręgach to wciąż nie jest dobrze widziane, więc wiodą podwójne życie. W końcu mają tego dość i znajdują sobie kochanka. A żona szybko się orientuje, bo to naprawdę schematyczna sprawa: mąż zaczyna częściej chodzić na siłownię, wyjeżdża w delegacje, obsesyjnie pilnuje telefonu. Tu wkracza detektyw. Wszyscy myślą, że ta praca to niekończąca się przygoda, a tak naprawdę to ciągłe grzebanie w czyimś życiu. To trudne. W swoim życiu też widzę więcej niż przyjaciele: idę na imprezę i natychmiast zauważam flirt między znajomymi, którzy nie są razem. A chwilę potem sobie uświadamiam, że jedyną osobą, która też to widzi, jest mój mąż. Uśmiechamy się do siebie i mruczymy pod nosem, że to skutek uboczny, zboczenie zawodowe, trudno!