Paryż, 10. dzielnica. Studio Zero, 10 rano.

Poranna krzątanina, ruch jak w ulu. Do studia przybywają kolejni fotografowie, asystenci, styliści, fryzjer, makijażystka. I wreszcie pojawia się Charlotte Gainsbourg. Rozluźniona, spokojna. Sesja potrwa cały dzień, wybierzemy z niej pięć czy sześć zdjęć do druku w ELLE. W tym jedno, które trafi na okładkę. Czasu wcale nie jest za wiele, ale fotografką jest Kate Barry. A ona zna się na swoim fachu. Jest jedną z najbardziej uznanych fotografek Francji. Z ELLE współpracuje już od 17 lat. Robi portrety gwiazd, które na zawsze zapadają w pamięć: Monica Bellucci z nogami na stole, Sofia Coppola w łóżku. Jednak przede wszystkim fotografuje kobiety ze swojej rodziny: matkę Jane Birkin i siostry, Charlotte Gainsbourg i Lou Doillon. Fotografowała je od dzieciństwa. Miała zaledwie kilka lat, kiedy sięgnęła po polaroid ojczyma. Ciągle robiła zdjęcia rodzinie, jakby zawczasu ustalając, która z sióstr stoi po której stronie obiektywu. Sama chowała się w cieniu. Mimo to kiedy przyszło jej po raz pierwszy fotografować Charlotte w profesjonalnej sesji, obie sparaliżowała trema. „Byłyśmy tak nieśmiałe, że musiałyśmy zrobić to razem: ona pozować, ja fotografować – wspominała Kate. „Udało nam się tylko dlatego, że wyjechałyśmy na wieś i tam robiłyśmy pierwsze zdjęcia”. Potem wielokrotnie pracowały razem. Świetnie się w rozumiały, jedna i druga dawała z siebie to, co najlepsze. Tak było też 30 listopada 2013 roku. Paryskie niebo było szare, ale pogoda nie ma znaczenia, gdy pracuje się w studiu fotograficznym.

Z tych zdjęć emanuje czułość, słodycz, intymność. Może sprawia to obecność łóżka i nagich nóg w czarnych skarpetach. A może prawdziwy uśmiech Charlotte, w którym górna warga niemal dotyka nosa, jak u dziecka. Charlotte jest tu ufna, czuje się bezpiecznie. Dla przypadkowego widza więź między siostrami nie rzuca się w oczy. Może jest tak, że kiedy pracuje się z kimś bliskim, nie potrzeba więcej bliskości, uczucia. Kiedy staje się przed osobą, z którą się dorastało, dzieliło się chwile radości i smutku, brało się razem kąpiel, bawiło się lalkami, w berka czy w robienie obiadu. Z którą dzieliło się tysiące sekretów, matczyną i ojcowska miłość. Nie trzeba wielu słów. Jednak podczas tej sesji zdjęciowej Kate zwróciła się w pewnym momencie do siostry: „To niesamowite, jak z biegiem lat coraz bardziej przypominasz mamę”. Charlotte była zdziwiona: „Ach tak? Naprawdę tak uważasz?”. Kiedy rozstawały się pod wieczór, obiecały sobie, że wkrótce zjedzą razem kolację. Żeby zwierzyć się z rzeczy, o których można pogadać tylko z siostrą, nie w towarzystwie mnóstwa ludzi. Porozmawiać o życiu, planach na przyszłość, o kłopotach, o dzieciach.

To było ostatnie spotkanie sióstr i ostatnie zlecenie Kate Barry. 11 grudnia 2013 roku wyskoczyła z okna swojego mieszkania na czwartym piętrze. Miała 46 lat. Pozostawiła rodzinę i przyjaciół w stanie kompletnego paraliżu. Naszą redakcję podobnie. Nie mogliśmy dojść do siebie po otrzymaniu wiadomości o jej śmierci, śmierci towarzyszki naszego redakcyjnego życia, przyjaciółki. Okrutny żart kalendarza, bo seans fotograficzny z Kate i Charlotte był zarazem ich ostatnim spotkaniem. Czas spędzony na wspólnej pracy. Zdjęcia, które na zawsze zachowały zapis ich relacji. Naprawdę bardzo chcielibyśmy nie musieć pisać tego wszystkiego. Oddać się rutynie, normalnej procedurze: nasza ukochana aktorka gra w niesamowitych filmach (dwóch częściach „Nimfomanki” Larsa von Triera i komedii „Jacky au royaume des filles”). Wszystko przebiegało jak zawsze. Umówiony wywiad. Sesja zdjęciowa ilustrująca materiał. Fajnie. Całość pojawi się w jednym z najbliższych wydań na błyszczącym papierze. Nagle artykuł, który chcemy napisać, nie pasuje do rzeczywistości. Ciężko przejść nad tym do porządku dziennego.

Charlotte Gainsbourg: Tylko o mojej siostrze - Czytaj dalej >>