Wiele z nas marzy o ciele modelki Victoria's Secret, czy znanej sportsmenki. Oglądamy zdjęcia w internecie (niektórzy je nawet drukują i przyczepiają do lustra, czy drzwi od lodówki), motywujemy się na okrągło. Nie trzeba daleko szukać - na samym Instagramie znajdziemy tysiące zdjęć dziewczyn z pięknie wyrzeźbionymi ciałami. Nie musicie ich obserwować, na pewno nie raz w propozycjach do polubienia wyświetliły się Wam takie kadry. Wasze koleżanki pewnie też dokumentują "walkę" o lepszą sylwetkę na kanałach społecznościowych. Reszta pewnie im zazdrości wyników, chociaż sama trenuje kilka razy w tygodniu i wyciska siódme poty na siłowni w imię płaskiego brzucha, jędrnych pośladków i szczupłych ramion. Jak osiągnąć upragniony cel? Dlaczego mimo ćwiczeń nie możemy pokazać takej sylwetki, jakie są prezentowane na fotografiach. Odpowiedź jest prosta: bo one nie do końca są prawdą....

Już wyjaśńiamy. Nie twierdzimy, że wszystkie trenerki i fitblogerki zanim opublikują coś na Facebooku, Snapie, czy Instagramie korzystają z pomocy grafika i jego najlepszego przyjaciela, czyli Photoshopa. Wręcz przeciwnie, wrzucają nieobrobione kadry z siłowni, łazienki, czy z sypialni. Chodzi o kwestię tego jak je robią. A to spora różnica, naprawdę! Jak się okazuje, wszystko zależy od obranej strategii, a raczej pozy. Zauważcie, że większość ujęć nie jest robionych na wprost. Pozująca osoba zawsze stoi (chociaż lekko) bokiem - nigdy nie siedzi, ma lekko wysunięte biodra do tyłu (czytaj, wypięte pośladki), kręgosłup tworzy łuk, ręce zgięte, a do tego stoi  na palcach, przynajmniej jedną nogą. Czy o czymś zapomnieliśmy? A tak, o klasyku, czyli wciągniętym brzuchu. A wtedy wystarczy to tylko uchwycić aparatem w telefonie. Proste? Tak się tylko wydaje. Zanim osiągnie się perfekcyjną pozę, trzeba trochę (nomen omen) poćwiczyć.

Ten "problem" podjęły znane fitdziewczyny na instagramie. Anna Victoria z FIT Body Guides ostatnio stała się sławna ze względu na swój post pokazujący jak jej sześciopak wygląda, gdy siedzi. Okazuje się, że nawet ona ma fałdki na brzuchu, ale uwaga! - to nie tkanka tłuszczowa, tylko skóra. Kadr oprawiła szczerym komentarzem: "Ja w 1% czasu vs 99% czasu. Uwielbiam oba zdjęcia tak samo". Dalej możemy przeczytać, że widoczne rozstępy, czy cellulit nie powinny sprawiać, że czujemy się zawstydzone, albo mamy na ich punkcie obsesję. "One reprezentują nasze życie". Amerykanka zachęca do pokochania własnego "ja", a nie ciągłego karania. 

Anna nie jest jedyną osobą, która tak sądzi. Takich dziewczyn jest znacznie więcej. Wystarczy wpisać na wspomnianym już wielokrotnie wcześniej instagramie hashtag #30secondbeforeandafter, a znajdziecie mnóstwo przykładów na to jak rzeczywiście wyglądają fanki fitnessu vs pozowanie. Jesteście zaskoczeni? Bo my tak. Oczywiście, niektóre z nich specjalnie wypinają brzuch, żeby podkreślić ogromną rożnicę od spiętych mięśni na 30 sekund. Wszystkie jednak łączy jedna idea - ćwicz bo to lubisz, ale nie katuj się, bo chcesz wyglądać jak wyimaginowana kobieta. I nie stresuj się opiniami innych, to ty jesteś najważniejsza. Serwisy społecznościowe nie zawsze pokazują prawdę. 

Weźmiecie sobie to do serca?