Strefy wolne od dzieci – czy to dobry pomysł? Wybralibyście się do knajpy oznaczonej w ten sposób?
TOMASZ BUŁHAK Mogę na to spojrzeć z dwóch stron: jako rodzic, ale też jako właściciel bistro, bo zdarzały się sytuacje, kiedy dziecko robiło armagedon, zaczepiało gości, rozwalało wszystko, a rodzice siedzieli w pełnym błogostanie. Mimo to nie wyobrażam sobie, żebym mógł zrobić z knajpy „child free zone”. To kwestia szacunku dla innych ludzi. Wykluczanie kogoś kojarzy mi się fatalnie.
MAGDALENA PINKWART Chciałabym, żeby wszyscy myśleli tak jak ty zamiast: „Niech dzieci siedzą w kącie, aż będą gotowe do życia społecznego, a broń Boże nie idźcie z nimi do samolotu, do hotelu itp.”.
MAŁGORZATA ROZMYŚLEWICZ-JONES W związku z tym, że nie mam dzieci, możecie myśleć, że stanę po drugiej stronie barykady, tymczasem uważam, że dzieci są wspaniałe. To opiekunowie i rodzice generują nerwowe sytuacje. Byłam świadkiem sceny, która mnie wytrąciła z równowagi. Jechałam metrem zmęczona po całym tygodniu pracy i skorzystałam z wolnego miejsca. Weszła pani z wózkiem, a obok niej może czterolatek. Złapaliśmy kontakt wzrokowy, mrugamy do siebie, jest fajnie. Ten w wózku trochę krzyczy. Metro – jak to metro – hamuje, zwalnia, dziecko ma
małe problemy z utrzymaniem równowagi. I mama mówi: „Przepraszam, czy mogłaby pani wstać, bo mój syn chciałby usiąść?”. Zaproponowałam chłopcu, że mogę go wziąć na kolana, na co mama, że jak na kolana, to nie, po czym wyskoczyła na mnie z agresją, że jestem taka, siaka, owaka. W końcu jakiś chłopak ustąpił miejsca dziecku i ono usiadło tyłem, trzymając na siedzeniu nogi w kaloszach, bo był błotnisty dzień. Mówię więc: „Przepraszam, może by pani zwróciła uwagę, że syn trzyma nogi na siedzeniu?”. I znowu usłyszałam, że pewnie nie mam dzieci, nie wiem, co to znaczy itd. Najgorsze, że postawa rodzica bywa żenująca. Nie wiem, z czego to wynika? Z frustracji?
TOMASZ Wydaje mi się, że to rozbija się o dwie kwestie: empatię – niektórzy nie potrafią wejść w skórę drugiego człowieka, często uważają, że są ponad innymi. Druga sprawa to problem z komunikacją. Tak myślę o tej sytuacji z metra, że motywacją kobiety nie było to, żeby jej dziecko usiadło, tylko żeby było bezpieczne. Gdyby padło chociaż zdanie, że w metrze jest ślisko, że ona się boi, że dziecko się przewróci, tobyś pewnie inaczej zareagowała.
MAŁGORZATA Rozumiałam, że ona jest zmęczona, ale dlaczego ma się z tego powodu na mnie wyżywać? Poczułam się zaatakowana.

 

Komuś z Was zdarzyło się zwrócić uwagę, że przeszkadza mu hałasujące dziecko?

MAŁGORZATA Ja zazwyczaj boję się takiego rodzica. Wolę wziąć kawę i wyjść z kawiarni na zewnątrz.
TOMASZ Zwracanie ludziom uwagi na temat zachowania ich dzieci jest jak szpila wbita w samo serce. „Ty mi nie będziesz
mówił, jak mam wychowywać dzieci, baranie!”. W internecie funkcjonuje negatywna figura mamuśki-świętej krowy, która nie reaguje na okropne zachowanie dzieci.
BEATA WRONA Bo dzieci fatalnie zachowujące się w restauracji są wkurzające! W tym samym stopniu, co fatalnie zachowujący się dorośli. I mówię to jako osoba, która uwielbia razem z dziećmi wyskoczyć razem na śniadanie lub obiad. Kiedy się zdarza, że mój syn Bruno ma gorszy dzień, to ja albo jego tata robimy przerwę np. na spacer. Problem się pojawia wówczas, gdy tej reakcji rodzica nie ma, bo ludzie potrafią zagubić się w tym, co im wolno publicznie, a czego nie. Matka ma od razu kropelki potu na czole: „Kurczę, znów się zaczyna bunt przy stole”. Poza tym staramy się nie zabierać do restauracji dziecka, które jest zmęczone, a wydaje mi się, że większość nerwowych akcji rodzi się z tego powodu.

W jednej z brytyjskich restauracji właściciele wypisali na kartce podpowiedzi dla rodziców: „Nie przychodź do restauracji wówczas, gdy dzieci są zbyt głodne”, „Weź z sobą zabawki, usiądź z dala od par, które chcą spędzić romantyczny wieczór” itp. Wywiesiłbyś, Tomek, taki kodeks w swoim bistro?
TOMASZ Na pewno nie. Próba uregulowania podobnych sytuacji jest moim zdaniem bez sensu. Chodzi o szacunek i uważność wobec innych. Ciężko to ująć w punktach.
MAŁGORZATA Mieszkam w Polsce od trzech lat, wcześniej żyłam w Londynie, i uważam, że w multikulturowym mieście podobny kodeks może się sprawdzać. Ale w Polsce? Jest w nas wiele przekory. Jak nam zakazują, to my robimy właśnie na odwrót.
MAGDALENA A gdyby to było w żartobliwej formie? Regulamin, taki z przymrużeniem oka, mógłby rozwiązać wiele problemów. Do dzisiaj pamiętam pewnego wściekłego bachora, nad którym rodzice nie panowali, i to był koszmar! Elegancka knajpa przy samym rynku w Kazimierzu Dolnym. Siedzieliśmy we dwoje, a obok rodzina z trojgiem dzieci. Z tym jednym było ewidentnie coś nie tak, bo zaczęło się od zrzucania widelców i noży, a skończyło na wrzaskach i tłuczeniu szklanek. Kelner tylko przychodził, zamiatał szkło i mówił, że nic się nie stało. A my dostawaliśmy piany: jak to się nic nie stało? No właśnie się stało, przecież płacimy ciężkie pieniądze za miłą atmosferę! 

Są restauracje, które sobie zastrzegają, że wpuszczają dzieci dopiero od 14. roku życia.

BEATA Chcieliśmy do jednego z takich miejsc zabrać gości, którzy do nas przyjechali, ale nie poszliśmy, ponieważ się okazało, że możemy wziąc tylko 17-letniego Aleksa, bo Pola ma lat 10, a Bruno cztery, i muszą zostac wdomu.
Dla mnie to jak segregacja.
TOMASZ Przypomniała mi sie pewna sytuacja, która zdarzyła się w moim bistro. Mam klientów z południa Europy, kilku facetów, którzy przychodzą czasem na piwo. Jeden z nich jest tatą. Kładzie niemowlaka na środku stołu, rozmawia z kumplami, wszyscy jednocześnie się z tym dzieckiem bawią, pełen luz. Widok jest kosmiczny, bo dzieciak leży centralnie na stole jak półmisek z wołowiną.
BEATA Bo to południowcy! (śmiech)
MAGDALENA Pod względem podejścia do dzieci nie możemy konkurować ani z południem, ani północą Europy. Prowadzę z mężem bloga o podróżach z dzieckiem. Jeździmy z synkiem, odkąd skończył miesiąc. Teraz ma dwa i pół roku i wyliczyliśmy, że przebył już drogę o długości dwóch równików. Zapisujemy swoje obserwacje z życia codziennego, kiedy odwiedzamy z nim hotele, restauracje itp. No i niestety w Polsce nie mamy ani takiej infrastruktury dla dzieci jak północne kraje, ani temperamentu południowców. Niedawno wróciliśmy z Serbii, gdzie nie uświadczysz przewijaka, ale za to, kiedy przychodzisz z dzieckiem, wszyscy cię uwielbiają. Pamiętam też wizytę w Gruzji – synek był wtedy bardzo męczący, miał około roku, już dawno nie zjedliśmy razem romantycznej kolacji i tam było cudownie, dlatego że przychodził kelner, podawał menu, pobierał dziecko, nawet nie pytając, czy można, i wychodził z nim na zaplecze.
TOMASZ Myślę, że u nas ludzie wpadliby zaraz w paranoję, że ktoś im to dziecko porwie…
MAGDALENA Za pierwszym razem też byłam w szoku. Zaglądamy na zaplecze, a tam wszyscy się zbiegli, zabawiają małego... Wjechał na stół dopiero z rachunkiem.
BEATA To mi przypomina czasy, gdy we Fridzie – to meksykańska restauracja przy Nowym Świecie – pracował fantastyczny menedżer, Sebastian. Któregoś razu umówiłam się tam z przyjacielem na nasze ulubione pozole. Bruno się obudził, zaczął marudzić i Sebastian zapytał, czy mógłby go ponosić. Zjedliśmy pozole, deser, przyjaciel wypił margaritę, a on cały czas bawił się z Brunonem, chodził z nim, rozmawiał z gośćmi. Bruno był przeszczęśliwy... miał wtedy dwa miesiące.
MAGDALENA Gdziekolwiek jedziemy, podejście do dzieci jest normalne, na luzie, z przymrużeniem oka, bez ciosania kołków na głowie. Nigdy nam się nie zdarzyła niemiła uwaga za granicą. W Polsce różnie bywa. Czy nie jest tak, że w Polsce dzieciak generuje napięcie? Że jak się zjawia rodzina z dziećmi, to w powietrzu zawisa znak zapytania: będzie afera czy nie?
MAŁGORZATA Nie zdarzyło mi się w londyńskim metrze, żeby ktoś poprosił mnie o ustąpienie miejsca dla dziecka. Myślę, że to jest nasz problem, że jesteśmy spięci. Obojętne, czy dziecko, czy pies, wszystko może być powodem roszczenia, pretensji, hejterstwa.
MAGDALENA
Hejtowanie to problem, z którym się często spotykamy w sieci, pisząc bloga. Na przykład opisywaliśmy jedną z naszych podróży samolotem, godzinną. Mały latał po pokładzie, na widok stewardes z wózkiem krzyczał – tu się ze wstydem przyznam – „Wino, wino dla mamusi!”, bo boję się latać i muszę się znieczulać w samolocie. Dobijał się do kabiny pilotów, przysiadał do ludzi, pokazywał na warstwy chmur: „O, śnieg!”, i nikomu to nie przeszkadzało. Zrobiliśmy o tym wpis i posypała się fala krytyki. Jak tak można! Dziecko powinno siedzieć, nie przeszkadzać! No więc ja uważam, że nie da się wychować człowieka pewnego siebie i otwartego, zwracając mu wciąż uwagę, aby był grzeczny i ułożony. Nie dajmy sobie wejść na głowę, że nasze dzieci mają być cicho i się nie odzywać.
BEATA Był czas, że z moimi dziećmi bardzo często latałam, i Pola uwielbiała podchodzić do kogoś, i zaglądać mu głęboko
w oczy. Dobrze jest obserwować wtedy otoczenie, żeby móc ocenić, czy komuś to przeszkadza, czy nie, i wrazie czego zareagować. Zamiast mówić: „Nie idź, bo nie wolno”, lepiej się uśmiechnąć, nawet przeprosić za otwartość dziecka, okazując szacunek dla stanu, w jakim ten człowiek się znajduje. W pewnych azjatyckich liniach osiem rzędów klasy ekonomicznej jest przeznaczonych dla pasażerów powyżej 12 lat. Dobre rozwiązanie?
MAŁGORZATA Gdyby była taka możliwość, to na długich dystansach też bym wybrała lot bez dzieci.
MAGDALENA A ja bym wybrała lot, w którym pierwsze osiem rzędów klasy ekonomicznej nie jest dla ludzi, którzy dolewają sobie wódkę do coli, i od połowy lotu są nawaleni, wrzeszczą i przeklinają, bo to masakra. Albo np. nie dla ludzi, którzy myją się rzadziej niż raz dziennie. Nie demonizujmy dzieci, wszyscy nimi byliśmy. Gdzie one mają się uczyć życia, jak nie odbywając praktyki na naszych oczach? Dzieci są, jakie są, każdy z nas był singlem i sobie cenił wolność i czas na czytanie książek zamiast zarywania nocek. Ale te dzieci to naprawdę nie jest zło konieczne, żeby się od niego oddzielać i latać osobnymi samolotami.

A może niektórzy rodzice na skutek przebywania z dziećmi uodparniają się na hałas i różne zapachy i nie czują tego, co przeszkadza otoczeniu?
MAŁGORZATA Nie, chyba nie. To kwestia kultury.
TOMASZ Dziecko nie zagłusza zmysłów tak dalece! Pojechalibyście do hotelu lub spa, które się ogłasza: „Tylko dla dorosłych. Tu odpoczniesz od swojego dziecka”?
BEATA A wiesz, że mam większą tolerancję dla takich miejsc? Jeżeli robisz cały ośrodek tylko dla dorosłych, to po to, żeby mogli spędzić czas tak, jak lubią. Aby zagwarantować im rodzaj ciszy nie do odnalezienia w miejscu, w którym takiej gwarancji nie ma.
MAGDALENA Brzmi racjonalnie, ale ja nie lubię hoteli, w których piszą wielkimi literami na drzwiach: zakaz wstępu dla dzieci, zwierząt lub kogokolwiek, bo jako świeżo upieczona mama i miłośniczka zwierząt nie chcę jechać do miejsca, które stosuje segregację.
MAŁGORZATA A ja np. nie chodzę na basen wówczas, kiedy są dzieci. O godzinie 21 wreszcie jest cisza i spokój.

Wydawało mi się, że akurat na basenie dzieci są cicho, bo woda zalewa im usta.
MAŁGORZATA Ale są zajęcia szkolne, ratownik gwiżdże, one pluskają wszędzie... Tak samo w saunie – nie bardzo chciałabym spotkać biegające dziecko, które jęczy: „Maamooo, gorąco mi!”.
TOMASZ Kiedyś zdarzyła mi się zaskakująca sytuacja w autobusie: jechałem z dzieckiem, koło mnie stało dwóch dresów – łysych, napakowanych gości, którzy gapili się na mnie. Myślę: „Portfel chcą mi zabrać, pobić?”. Jeden z nich pochylił się nad wózkiem i pyta: „A ile lat ma młoda?”. „Rok”. „A śpi w nocy?”. Zaskoczył mnie totalnie.

Byłoby cudownie, gdyby dzieci działały tak na wszystkich i przełamywały dystans, zamiast prowokować kłótnie.
BEATA W Polsce zawsze panował kult matki, a z drugiej strony te matki najchętniej by się zamiotło pod dywan, żeby ich nie było widać, dopóki nie odchowają dzieci. Na szczęście odchodzi się od tego podejścia. Dziecko nie jest przeszkodą, tylko towarzyszem. Traktujemy je jak kogoś, kto się do nas wprowadził. Nie przestawiliśmy swojego życia „pod dziecko”, ale zaprosiliśmy je, oddaliśmy naszą uwagę: „Hej, wybieramy się na spacer, masz ochotę? Biorę cię za rękę i idziemy razem przez życie”.

TEKST Małgorzata Fiejdasz-Kaczyńska