Księgarnie Matras to już także sklepy widma - znikają z galerii handlowych, zostawiając miejsce dla nowych najemców. Kiedyś sieć miała 180 punktów. Te, które jeszcze funkcjonują, wyprzedają książki z 90% "upustem" czyli po prostu za bezcen. 

O problemach sieci, która trzy lata temu była mocnym numerem 2 na rynku, mówi się od wielu miesięcy. Pierwsze wnioski o upadłość wpływały już do sądu pod koniec 2016 roku. To wtedy Matras przestał płacić swoim dostawcom i partnerom ale z ich menadżerami zawarł ugody i zyskał trochę czasu. Sieć ma jednak nadal duże zaległości u małych i większych wydawnictw a są wśród nich m.in. Pascal czy Prószyński. Większości z nich skończyła się cierpliwość. Nieoficjalnie wiadomo, że Matras ma dług o łącznej wysokości ponad stu milionów złotych. 

W piśmie do sądu Firma Księgarska Olesiejuk porównała Matrasa, który ani nie płacił za sprzedane książki, ani nie zwracał ich wydawcom, do jadącej lokomotywy, napędzanej cudzym węglem, który jest zużywany, a jego właściciele nie mają szans na uzyskanie zapłaty - podał "Puls Biznesu".

Z pewnością bankructwo jednej z największych sieci księgarni wynika z błędów biznesowych, ale nie sposób wykluczyć wpływu, jaki na tę sytuację ma wciąż spadające w Polsce czytelnictwo.