Nie ma drugiego takiego projektanta. Kogoś, kogo znają wszyscy, ale tak naprawdę nikt. Kogoś, kto genialnie wykreował własny wizerunek i sam potrafi się z niego śmiać. Kogoś, kto kreatywnością przewyższa ludzi kilka razy młodszych. I skuteczniej niż oni reaguje na zmieniający się świat. Udowodnił to ostatnim pokazem Chanel w Paryżu. Wybieg w Grand Palais zamienił w muzeum sztuki współczesnej. Tyle że eksponaty były hołdem dla ikon Chanel: flakonu perfum, torebki, róży. Czy trzeba dodawać, że wszystkie zaprojektował sam Karl? I że natychmiast kolekcjonerzy zasypali go propozycjami kupna? Tylko on potrafi tak przewrotnie skomentować związek mody ze sztuką, robiąc przy okazji piękne widowisko. Dla wielbicieli wydał niedawno zbiór aforyzmów „Karlism”. Jeszcze więcej złotych myśli znajdziemy w książce „Le monde selon Karl” (Świat według Karla). A co mówi, gdy wyjdzie poza aforyzm? Nasza próba poznania mistrza.

Pytałam ludzi, którzy Pana znają, co ich uderzyla w Pana osobowości. Wszyscy mówią, że jest Pan niezwykle miły. To Pana dziwi?
KARL LAGERFELD To okropne! Jestem wręcz mistrzem złośliwości wobec ludzi, którzy zrobili mi świństwo. Jeśli chodzi o innych, nie jestem taki. Ponieważ jednak nie jestem katolikiem, bywam mściwy.

Wszystko jedno, co o Panu mówią?
Mogą mówić, co chcą, byleby to nie była prawda. Jestem swoją własną marionetką, facetem z komiksu.

Albo facetem z filmu. W filmie biograficznym o Yves Saint Laurent rolę Pana zagrał Nicolas Kinski, syn Klausa. Co Pan o tym sądzi?
Nie wiem, a jaki on jest? Może mi pani pokazać go na komputerze? Oj, nie jest do mnie podobny, ale do zaakceptowania. Jakiś czas temu w „Le Petit Journal” pokazano mi innego aktora, był bardziej marsylski... Ten mi pasuje. Ale tak naprawdę wszystko mi jedno, jestem ponad to, ponad dobrem i złem. To daje mi wolność, by ścinać głowy... A ponieważ nie jestem niezręczny, jeśli chodzi o słowa...

Słowa są ważniejsze niż moda?
Książki są ważne, zdjęcia są ważne, obrazy są ważne, a wszystko to razem ma największe znaczenie. Mój zawód to połączenie tych trzech rzeczy. Uwielbiam słowa. Gdybym nie poświęcił się modzie, studiowałbym językoznawstwo, ale jestem na to zbyt leniwy. Mój ojciec znał dziewięć języków, ja tylko cztery.

Zwykle dużo Pan mówi o matce, a niewiele o ojcu. Dlaczego?
Był arcypoważny, o wiele milszy niż moja matka, więc o wiele mniej zabawny. Zawsze mi mówił: „Możesz mnie prosić, o co chcesz, ale nie przy matce”. To był człowiek interesów, które całkowicie go pochłaniały. Urodził się w 1880 roku i tak naprawdę żył kilka razy, w Chinach, Rosji, w Caracas. To były inne czasy. Nieczęsto go widywałem, dzieciństwo spędziłem na wsi, w poczuciu totalnej wolności. Rodzice mieszkali w Hamburgu albo podróżowali, ale nigdy nie miałem poczucia, że mnie nie kochają.

Często wspomina Pan, że mama była bardzo surowa...
Ciągle opowiadała mi jakieś straszne historie. „Musimy pójść do krawca, by uszył zasłony na twoje dziurki w nosie, są takie wielkie”. Czy takie rzeczy mówi się własnemu dziecku? Uwielbiałem tyrolskie kapelusze, a ona mówiła mi: „Wyglądasz w tym jak stara lesbijka!”.

Nie bolało to Pana?
Miałem osiem lat, nie rozumiałem, o co chodzi. 

Nigdy nie opowiada Pan o tym, co Pana smuci, rani. Dlaczego?
Może dlatego, że nie odczuwam tego w ten sposób. A może dlatego, że mam naturalną zbroję, która osłania mnie przed ciosami? Albo po prostu to nie jest temat do konwersacji. Lubię, kiedy ludzie snują wyobrażenia na temat mojego życia, prawda niekoniecznie jest do opowiadania.

Czy był jakiś szczególny moment, w którym zdecydował Pan, że stworzy własną osobowość?
Nie, to samo wyszło. Uważam się za osobę całkowicie normalną, przeciętną. Co takiego noszę szczególnego? Krawat, marynarkę, dżinsy.

Chaplin wymyślił Charliego, a Karl wymyślił Lagerfelda?
Ale ja jestem Lagerfeldem w rzeczywistości, Charlie był w kinie. À propos, właśnie nakręciłem film o Chanel z Geraldine Chaplin w roli starzejącej się Coco Chanel. Jest taka piękna. I to bez retuszu. To obrzydliwe, ma się wrażenie, że te wszystkie „podrobione” kobiety, wypadły przez szybę stłuczoną podczas wypadku samochodowego.

A jakie kobiety Pana inspirują? 
Żadnych nazwisk! Nie chcę nikogo urazić. Zwłaszcza tych kobiet, które myślą, że znalazłyby się na tej liście. No dobrze, Jacqueline Chaban-Delmas, to moja sąsiadka, uwielbiam ten typ. Karolina z Monako, kobieta idealna, bardzo inteligentna i żywa. Jej córka Charlotte jest śliczna jako osoba, to nie kwestia urody. Byłem przy jej narodzinach, a kiedy miała 14 lat, przychodziła pomagać mi sprzątać bibliotekę. Jest bardzo oczytana.

Czym jest dla Pana elegancja?
Przykro mi, ale naturalną, wrodzoną elegancję łatwiej jest znaleźć u etiopskich chłopek niż na czerwonych dywanach. Sposób, w jaki robi się dzisiaj użytek z pieniędzy, jest dla mnie odrażający. Ale przyjmuję czasy, w których żyję, takimi, jakie są. Jeżelibym zaczął je krytykować, sam mógłbym się stać obiektem krytyki. W Niemczech w wynikach jakiegoś sondażu okrzyknięto mnie Niemcem, który jest najbardziej cool. To idiotyczne! Cool? W Niemczech nie mogę przejść po ulicy niezauważony, jestem własnością publiczną! Ludzie mi mówią: „ Jesteśmy Niemcami jak pan!”. OK, jest 80 milionów Niemców! Wszyscy chcą mnie dotknąć, ale pana w moim wieku się nie dotyka.

Nie wiem, ile Pan ma lat, ale i tak Pan na tyle nie wygląda.
Nie lubię być zaniedbany, to sprzeczne z moją naturą. Dyscyplina jest dla mnie czymś naturalnym. Śpię zawsze siedem godzin, niezależnie od tego, o której godzinie się kładę. Muszę wstawać z łóżka. Choupette wskakuje mi na twarz i domaga się śniadania. Prowadzę bardzo uregulowany i spokojny tryb życia, ale to mnie nie frustruje. Już się w życiu nachodziłem i nabalowałem. Tak jak mój ojciec żyłem kilka razy, ale nie rozpamiętuję przeszłości. Moje obecne życie dużo lepiej odzwierciedla moją naturę. Samozadowolenie jest mi obce. Urodziłem się niezadowolony i myślę, że to jest zdrowe podejście. Bardzo dobrze mi się żyje z samym sobą. To związek, który trwa. Samotność to mój luksus.

Ale ma Pan przyjaciół?
Jest jedno słowo, którego nie lubię. To „rodzina”. Słyszałem zbyt wiele historii o okropnych rodzinach. Przyjaciele? Nie uznaję żadnej społecznej hierarchii, to zbyt burżuazyjne. Z każdym rozmawiam w taki sam sposób, unikam tylko ludzi małych. To niewybaczalne dla człowieka być małym. Proszę nigdy się nie umawiać z małymi facetami, na pewno każą pani za siebie płacić. Dużo czasu spędzam z ludźmi, z którymi pracuję, i sądzę, że nasze relacje są bardzo prawdziwe i szczere. Nie jestem niczyim szefem, wszystkie domy mody, dla których pracuję, należą do kogoś innego. Nie mam pracowników, mam ludzi, którzy mi pomagają, ponieważ ja sam jestem beznadziejny. Umiem rysować, czytać, mówić i to wszystko. Moja matka mówiła mi zawsze: „Nie warto nic umieć robić samemu. To zmusza człowieka do wysiłku, by zarabiać pieniądze, żeby inni robili wszystko za niego”. Ja naprawdę jestem beznadziejny. Kuchnia i gotowanie kończą się u mnie na otwarciu lodówki.

Ale i tak nie lubi Pan jeść?
Ale też nie głoduję. Nie jem cukru, masła, sera, raz w tygodniu jadam mięso, by sprawić przyjemność swojemu lekarzowi. Nawet nie zauważam, czego nie jem. Najbardziej lubię zapach opiekanego chleba, ale nie muszę go jeść. Gdy przyglądam się turystom na ulicy, widzę tylu mężczyzn „w ciąży”. Panów z brzuszkami ubranych jak ich wnukowie. To jak zepsute mięso.

To politycznie niepoprawne...
A niedbanie o siebie jest w porządku? Nie czuję się winny, tak mówiąc.

Chyba jedyny ślad poczucia winy, które u Pana wyczuwam, dotyczy czytania?
Ale ten rodzaj winy nie jest karalny, nie mówią o nim jeszcze w ustawie Taubiry (projekt ustawy francuskiej minister sprawiedliwości Christiane Taubiry, umożliwiającej małżeństwa osób tej samej płci, wywołał we Francji falę demonstracji – przyp. red.), no nie? Czytam praktycznie cały czas. Uwielbiam dzienniki pisarzy, mimo że większość jest pisana z myślą, by przeszły do historii literatury. Uwielbiam Catherine Pozzi. Nie bardzo lubię André Gide’a. Powiem coś strasznego: uwielbiałem wiersze Houellebecqa. Nie czytałem wszystkich jego powieści, mimo że w jednej z nich napisał, jak na jakiejś imprezie chodziłem na rękach, czego niestety nie potrafię robić.

Nie czyta Pan współczesnych powieści?
Kupiłem ostatnią książkę Jeana d’Ormessona, bo to mój znajomy. Patrick Modiano – lubię go, bo pisze krótkie książki. Miewam złe gusta, jeśli chodzi o literaturę, jak i wszystko inne.

Co Pan myśli o powrocie stylu grunge?
Raczej nie świadczy o tym, byśmy narzekali na nadmiar nowych pomysłów. Dzisiaj nie istnieje jedna moda jak za czasów Mary Quant. Są różne mody, które wychodzą z mody. Nie jestem niczemu przeciwny, lubię śledzić zmiany, a nawet je wyprzedzać, bo nie lubię wlec się w tyle. Mam raczej optymistyczną i lekką wizję świata. Sądzę, że trucie ludziom, że się jest rozchwianym artystą, jest mało eleganckie. Kobiety kupują ubrania, by czuć się w nich dobrze, nie po to, by dźwigać na swoich ramionach tragedie tych, którzy je tworzą. Alkoholizm Yves’a Saint Laurenta nie sprawiał, że jego suknie były piękniejsze. Krawcy, więdnący niczym niepodlewane kwiaty w swoich brudnych T-shirtach, to nie dla mnie...

No tak, wiem, o kim mowa...
Naprawdę? Moda jest zalana sentymentalizmem. To współczesna głupota. Dawniej ludzie mody chcieli być światowi. Dzisiaj nie istnieją już salony, książęta, więc wszyscy chcą robić sztukę. Jeden z moich znajomych powiedział: „Moim światem jest sztuka”. Odpowiedziałem: „Naprawdę? To już nie szyjesz sukienek?”. Brzydzę się samozwańczymi artystami, gorzej, przeklętymi artystami. To poza. Ja nie pozuję, jestem naturalnie niezmienny.untitled

I bardzo elegancki!
Nie wiem, czy to dobre słowo, bardziej pasuje do ministra rolnictwa.

Czy mama uczestniczyła kiedyś w jakimś Pana pokazie?
Nigdy. Mówiła: „Nie będę chodzić do ludzi, u których pracuje mój syn”. Zresztą pod koniec lubiła tylko Sonię Rykiel.

A Pana ojciec?
Nie, ale ja też nie odwiedzałem jego mleczarni. Dorastałem wśród krów, kocham krowy. Świnie i świństwa. Pamiętam to, o czym chcę pamiętać. Resztę wymazuję. Kiedyś na ulicy ktoś mnie zaczepił i mi zarzucił: „Nie poznajesz mnie, a jesteś ojcem chrzestnym mojego syna!”. Odpowiedziałem: „No tak, rzeczywiście, zapomniałem, że tak dobrze cię znam”. Lubię tylko teraźniejszość, czy to źle?

Tekst Olivia de Lamberterie