Dyrektor kreatywny włoskiego domu mody zadbał o to, by jeszcze przed rozpoczęciem pokazu plotkowano i szeptano na jego temat. Kilka dni przed rozpoczęciem Milan Fashion Week opublikował na Instagramie Gucci niepokojące wideo z zapowiedzią, w którym głównymi bohaterkami były porcelanowe lalki. Później pokazał wnętrze domku dla lalek, w którym pulsowały światła i muzyka techno, a następnie galerię zacinających się pozytywek. Godzinę przed rozpoczęciem projektant opublikował odręczne notatki po włosku, dotyczące wydarzenia, które przybliżały jego artystyczny zamysł. "Zawsze uważałem pokaz mody za magiczne wydarzenie pełne zaklęć. Liturgiczne działanie, które zawiesza zwyczajność, obciążając ją nadmiarem intensywności. Procesją objawień i rozszerzonych myśli, które osiadają w innym podziale rozsądku (...) W tej ceremonii jest jednak coś, co zwykle pozostaje niewidoczne: walka uczestnika, towarzysząca drżeniu stworzenia; łono matki, w którym kwitnie poezja, od kształtu do kształtu. Dlatego postanowiłem odsłonić to, co kryje się za zasłonami. Niech cud zręcznych rąk i wstrzymania oddechu wyjdzie z cienia" można było z nich wyczytać. Tym samym zdradził też dokładny tytuł kolekcji: "An Unrepeatable Ritual", czyli "Niepowtarzalny rytuał".

 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 

Post udostępniony przez Gucci (@gucci) Lut 19, 2020 o 4:21 PST

Michele tym razem zrezygnował z klasycznej formy pokazu - zamiast tego modelki pełniły rolę manekinów, które stały w pracowni krawieckiej (a obok nich pracowali asystenci, krawcy i konstruktorzy w szarych uniformach). Tą inscenizacją projektant zamroził oraz odsłonił ostatnie sekundy, które towarzyszą jemu i jego zespołowi na chwilę przed wyjściem modeli na wybieg. Pracownia-scena, która powstała specjalnie na tę okazję, obracała się o 360 stopni, by każdy z zaproszonych gości mógł dokładnie przyjrzeć się spektaklowi powstawania kolekcji Gucci na jesień i zimę 2020/2021. Po kilku trzymających w napięciu minutach modele ruszyli się i zeszli z piedestału, by zaczął okrążać ruszającą się scenę w kierunku odwrotnym do wskazówek zegarek. A potem po prostu zgasło światło i teatr się urwał. 

Mistrz akcesoriów, od których zaczynał zresztą swoją drogę zawodową, klasycznie już najwięcej czułości oddał dodatkom, więc warto zacząć właśnie od nich. Na wybiegu ujrzeliśmy srebrzyste opaski z kawałków potłuczonego lustra - noszone w duecie z bliźniaczymi wiszącymi kolczykami, białe rękawiczki na kokardki z czarnych rzemyków, łańcuchy z krzyżami, a także zdobione monogramem torebki i zupełnie nowe w wersji pastelowej (to właściwie wskrzeszenie i przywrócenie z archiwów marki ikonicznego modelu Jackie).Michele wiele uwagi poświęcił nakryciom głowy: tym razem zdecydował się na geometryczne kapelusze z wysokimi rondami, dziewczęce chustki, futrzane czapki i welurowe toczki. 

Projektant przekrojowo potraktował kołnierz: wybierał ten w wersji bebe i marynarskiej, obszywał go futrem, formował w żabot, naprzemiennie falował lub zaostrzał i powiększał w stylu "Domku na prerii". Uzupełniał nim grzeczne suknie w czerni, barwne garnitury, miękkie płaszcze, sukienki baby doll, luźne bluzki w stylu hippie, sztruksowe marynarki i najzwyczajniejsze koszule. W szerokiej stylistycznie kolekcji, naładowanej po brzegi symboliką, umieścił też sukienki w stylu Marii Antoniny, a nawet te nawiązujące do kostiumu pierrota. 

Nie szukajcie tu jednak trendów: Alessandro Michele wydaje się być projektantem, który zamiast modowych tendencji woli poetyckie analizy i storytelling (i nic dziwnego, skoro ma więcej wartości i wciąż pod koniec roku spina mu się biznesowo). Gucci to wyjątkowa marka, bo na tle innych domów mody opowiadających historie zdaje się mówić naprawdę z sensem. O co chodzi tym razem? Pole interpretacji kolejny raz jest szerokie. W internetowych kuluarach już teraz, ledwie parę godzin po zakończeniu tego show, mówi się, że najbardziej prawdopodobną wersją jest przypomnienie, że moda powinna być jak danse macabre: traktująca wszystkich na równi i przyjmująca wyrzutków z otwartymi ramionami. Dorównuje jej tylko jedna - że Alessandro Michele pragnie zapłakanymi modelkami i ludźmi w uniformach przypomnieć, że chociaż moda to wielka machina, to jednak stoją za nią ludzie, którzy potrafią czynić magię i nadawać martwym rzeczom - ubraniom - charakter, znaczenie i cel.

Niekoniecznie sprzedażowy.