Zostawić czy ufarbować? To pytanie towarzyszy mi od paru miesięcy każdego poranka, kiedy staję przed lustrem. Kilka. A dokładniej, kilkanaście siwych kosmyków, które widzę na swoich ciemnych włosach, dość skutecznie psuje mi humor od samego rana. Nie chcę czuć się staro, a patrząc w lustro, dokładnie tak się czuję. Pierwsze zmarszczki wokół oczu nie wywołały we mnie takiej paniki jak pierwsze siwe włosy, których z dnia na dzień wciąż przybywa na mojej głowie. — Świetnie wyglądasz z tymi siwymi włosami. Fajny manifest dystansu do siebie — komentuje mój wygląd przyjaciel, z którym spotykam się po latach. Komplement, na który czekałam. Utwierdził mnie w przekonaniu, że nie zatuszuję swoich siwych włosów farbą, która zniszczy i przesuszy moje z natury suche i kręcone włosy. A poza tym zwiąże mnie z salonem fryzjerskim już do śmierci. Jak nic, raz w miesiącu będę musiała walczyć o termin w salonie, wydawać niemałą fortunę na bezpieczną koloryzację w sprawdzonym miejscu i spędzać na fotelu średnio dwie godziny z farbą na głowie, żeby móc udawać, że siwe włosy to problem, który mnie jeszcze nie dotyczy. I że w wieku 38 lat wciąż mam pełny naturalnego blasku intensywny brąz. Ale kiedy słyszę od jednej z koleżanek: „Ojej, jak mocno osiwiałaś", od drugiej: „Kiedy wybierasz się w końcu do fryzjera?", a od trzeciej: „Naprawdę dobrze czujesz się z tymi siwymi włosami?", w sekundę czuję się starsza o kilka lat, jakaś dziwnie zaniedbana i natychmiast mam ochotę stawić się u fryzjera, bo wyrywanie pojedynczych siwych włosów przestało mieć już sens. Jest ich już po prostu coraz więcej.

Dlaczego jest mi z nimi tak źle? Może dlatego, że zostałam wychowana w przeświadczeniu, że siwe włosy może mieć tylko staruszka, a nie młoda kobieta. Ewentualnie mężczyzna, u którego siwizna jest mile widziana niezależnie od wieku. Facet z siwymi włosami nawet po trzydziestce wciąż jest postrzegany jako atrakcyjny. Kobieta już nie. Jej po prostu nie wypada ich mieć. Ale na moje szczęście czasy się zmieniają. A siwizna staje się coraz bardziej akceptowalna. Tak samo jak naturalność, bycie sobą i dojrzały wiek, czego najlepszym przykładem są siwe modelki na wybiegach i siwe aktorki, które wciąż dostają rolę. Krystyna Janda, Meryl Streep, Iris Apfel czy Helena Norowicz, twarz perfum Bohoboco, która w kampanii zapachu występuje wraz Mają Salamon i Magdą Mielcarz. To właśnie dzięki nim siwizna przestaje być powoli dyskryminowana, a momentami staje się wręcz pożądana. I coraz częściej przestaje się jej doklejać łatkę „babcinności", a raczej niezależności i pewności siebie.

 

Może dlatego niedawno, choć tylko w ramach ekstrawaganckiego manifestu, „osiwiały" Rihanna, Lady Gaga i Margaret. Z siwymi kosmykami pokazują się za to regularnie Kinga Rusin, Katie Holmes i sama księżna Kate Middleton, choć ta ostatnia dostała na łamach jednej z brytyjskich gazet reprymendę od znanego stylisty fryzur, który powiedział w kontekście jej wyglądu: „Jeśli nie jesteś stara, nie wypada, abyś miała siwe włosy". Moim zdaniem nie wypada nadmiernie powiększać sobie ust, bo to w przeciwieństwie do siwych włosów jest nienaturalne. Dlatego z całych sił kibicuję raczkującemu trendowi na „prawdziwość", bo jak wiele kobiet mam dość dążenia do ideału o konkretnych wymiarach, mocno wystających kościach policzkowych i długich włosach.

Gdy się starzejemy, zmieniają się nasze ciało, skóra, włosy. I im wcześniej to zaakceptujemy, tym lepiej dla naszego wyglądu. Dlatego złośliwa krytyka siwych włosów nawet najlepszego fryzjera mnie nie rusza, bo to w jego interesie jest wmawianie mi, że muszę farbować włosy. Nie w moim. Zresztą siwe włosy to synonim dojrzałości, a nie starości, jak próbował przekonać mnie ostatnio mój mąż na wieść, że idę ufarbować włosy. I chyba od momentu, kiedy usłyszałam, że mu to nie przeszkadza, przestałam się tym tak przejmować. - Nie panikowałbym na twoim miejscu. Masz dosłownie kilka pojedynczych siwych włosów, które giną w burzy loków. I w żaden sposób nie odbierają ani twoim włosom uroku, ani cię nie postarzają — pociesza mnie Grzegorz Smoderek, stylista marki Kevin Murphy. — Poza tym siwizna potrafi być piękna, jeśli włosy są naprawdę zadbane. Siwe włosy nie mają pigmentu, łuska jest lekko odchylona, bardziej porowata, przez co włosy są pozbawione blasku i gładkości. Wymagają więc sporo pielęgnacji. A poza tym nie trzeba od razu walczyć z siwizną, zmieniając kolor włosów — dodaje. Racja. 

Przypominam sobie siwe Francuzki i Włoszki. Dobrze obcięte, dobrze uczesane, świetnie ubrane. W takim wydaniu siwizna nigdy nie postarza, lecz dodaje klasy. — Musisz zadbać o idealny kolor skóry — doradza mi Agata Kalbarczyk, makijażystka. Jeśli masz zmęczoną skórę, podkrążone oczy, źle dobrany odcień podkładu, siwizna to natychmiast podkreśli i optycznie cię postarzy. Jeśli wybierzesz właściwy kolor podkładu, podkreślisz usta kolorem, nic takiego ci nie grozi — mówi. Akurat o skórę nie muszę się martwić, dbam o nią nawet z lekką przesadą. Szukam tylko lepszego odcienia podkładu. Nie może być zbyt różowy ani zbyt żółty. Idealny beż to jest to. Zrobię wszystko, by uniknąć farbowania włosów. A przynajmniej odsunąć je w czasie.

 

 


Temat siwizny okazał się tematem rzeką wśród moich koleżanek. Wiele z nich ją ma, choć do czterdziestki zostało jeszcze trochę czasu. Jak twierdzą specjaliści od włosów, to znak naszych czasów. Cywilizacja, stres, jedzenie — to wszystko sprawia, że siwiejemy dużo szybciej niż poprzednie pokolenia. Sama zresztą osiwiałam niemalże z dnia na dzień, po rozstaniu. I kiedy opadły emocje, dopiero na dobre dostrzegłam siwe włosy. I zaczęły mnie lekko irytować. Na szczęście coraz więcej moich koleżanek ma pojedyncze siwe kosmyki, więc nie czuję się osamotniona w temacie. „Używam naturalnej pielęgnacji, więc nie mogłabym farbować włosów chemią" — twierdzi jedna. „W ogóle mi to nie przeszkadza. To naturalny etap w moim życiu. Zaakceptowałam to" — twierdzi druga. Kolejna, ekofanka, zaleca mi płukankę z łupin orzecha włoskiego, które się zalewa, a potem gotuje przez 30 minut. Pogłębia odcień ciemnych włosów i ukrywa siwiznę. Działa, ale wymaga cierpliwości i regularności, której starcza mi wyłącznie w przypadku biegania.

 

— Jeśli tak bardzo chcesz uniknąć farbowania, możesz pomyśleć o pojedynczych refleksach, o ton lub kilka jaśniejszych od twojego naturalnego odcienia włosów. Możesz je robić co kilka miesięcy, a nawet co pół roku. Świetnie odświeżają kolor i ukrywają siwiznę bez sztucznej ingerencji w kolor. A poza tym doskonale się sprawdzają przy pojedynczych kosmykach, które są nierówno rozłożone, dokładnie tak jak u ciebie. Możesz też sięgnąć po odsiwiacz, którego z reguły używają faceci. To szybko kryjący pigment, który dość wolno wypłukuje się z włosów. Albo umówić się na tzw. cover, czyli najlżejszą formę farbowania włosów, która bardziej odświeża kolor, niż go diametralnie zmienia — doradza Grzegorz Smoderek. Lubię swój odcień brązu, który latem rozjaśnia słońce, a zimą staje się chłodniejszy. Byłam już w życiu blondynką i rudą. Żaden z tych odcieni nie był mój. Ja to brąz i koniec. Nawet z siwymi włosami, które akceptuję w ramach protestu, aby nie ulegać presji na udawanie wiecznie młodej. Wspiera mnie w tym szampon Brunette John Frieda, który przyciemna włosy, i spreje tuszujące siwe włosy. Opcję „refleksy" zostawiam na później, kiedy liczba siwych włosów całkowicie znokautuje moje postanowienie o byciu sobą w wersji „white".