Anka i Witek. On korespondent wojenny, ona dziennikarka i podróżniczka. Zakochują się w sobie totalnie - na płaszczyźnie intelektualnej, fizycznej, mentalnej. Co więcej, w tej miłości trwają też w małżeństwie z tym, że pasja zawodowa Witka każe Ance przewartościować priorytety. Zajmie się rodziną, dając Witkowi się rozwijać. Sama zaś będzie żyć czekaniem aż mąż wróci z wojny do domu. Przez co ulegnie demonom i lękom.

Pasja jest jak narkotyk. "Albo przestajesz, albo ćpamy razem" - mówi do męża bohaterka "53 wojen", próbując ocalić siebie i ich relację. Film Ewy Bukowskiej powstał na podstawie autobiograficznych książek Grażyny Jagielskiej, żony wybitnego reportera wojennego, która po jego wieloletnich wyjazdach na front trafiła na 147 dni do szpitala psychiatrycznego. Lęk o męża wyniszczał ją systematycznie aż doprowadził do zespołu stresu bojowego. W ciągu tytułowych 53 wojen, z których Jagielski zdawał relację, Grażyna przygotowywała się mentalnie na wiadomość o jego śmierci. 

Bukowska historię małżeństwa Jagielskich oprawia w dramatyczne, choć estetyczne love story (ach te stylizacje na Magdalenie Popławskiej!), ale przede wszystkim jest to świetnie zrealizowany fabularnie i zdjęciowo dramat psychologiczny. Całość opiera się na książce "Miłość z kamienia. Życie z reporterem wojennym".

Witek grany przez Michała Żurawskiego zakochuje się w dziennikarce i podróżniczce, dzieli z nią pasję, ufa życiowo, ale też udomowi, robiąc z rodziny talizman, gwarancję powrotów do bezpiecznego domu. Anka (Magdalena Popławska) w tej całej, odwzajemnianej przecież miłości, spali się z lęków. Zrezygnuje z siebie, przez lata będzie na przemian ekscytować się i współdzielić pasję Witka i stopniowo umierać wewnętrznie, czekając na złe wieści w końcu bardziej niż na niego samego. Neuroza wylewa się tu z ekranu, można trząść się z bohaterką i walić pięścią w oparcie kinowego fotela z niezgody na to, jak bardzo jej tragedia jest niewidoczna lub ignorowana przez innych. A są w tej sytuacji jeszcze dzieci tych dwojga - równie przerażone i współuzależnione od niepewności. Trudno jednak wskazać winnych - Witek ma prawo nie widzieć tragedii Anki, jeśli ta ją kamufluje. Kocha go za pasję i zawsze go w tym utwierdzała.

"53 wojny" to debiut reżyserski Ewy Bukowskiej, która rozumie swoją bohaterkę i czuje problem do szpiku kości, do ostatniej łzy wypłakanej w poduszkę. Brawa.

Podziwiamy ich pracę, gdy donoszą nam o akcjach wojennych na drugim końcu świata. Odwaga, brawura, charyzma - to mają w sobie najlepsi dziennikarze przebywający na obszarach, gdzie dochodzi do konfliktów zbrojnych. A jak wygląda ich życie, gdy nie muszą uciekać przed gradem kul, patrzeć na śmierć cywili, czy na jeżdżące po mieście czołgi? Kto na nich czeka w domu? 

Gdy się poznają, ona pracuje dla Banku Światowego, jednak jej pasją są podróże. I to łączy ją z Witkiem, korespondentem wojennym. Na początku Anka trochę mu zazdrości tych przygód. Jej mąż robi coś ważnego, relacjonuje z pierwszej ręki co dzieje się na froncie. Mimo że bohaterka opiekuje się dzieckiem, jednocześnie próbuje napisać reportaż o obozach czeczeńskich. Niestety, nie udaje jej się dokończyć artykułu. Myśl o tym, że Witkowi może coś się stać, zaczyna ją wyniszczać od środka, aż w końcu staje się najważniejszą częścią jej egzystencji. Na początku wymyśla remont mieszkania, żeby ukochany mężczyzna dłużej został w domu. Potem zaczyna nałogowo oglądać zagraniczne kanały informacyjne (gdy telewizor przestaje działać, biegnie po pomoc do sąsiada) oraz dorabia kabel do telefonu stacjonarnego, żeby mogła w każdym miejscu go odebrać. Dzieci przechodzą na drugi plan - Anka zapomina zapisać młodszego syna do przedszkola, o czym przypomina jej pierworodny. Nagle ta bojaźń o ukochanego zamienia się w oczekiwanie, a nawet pragnienie wieści o jego śmierci. Gdy Witek wraca z misji Anka zamienia się w idealną partnerkę. To nie pomaga, ponieważ jej mąż już myśli o kolejnej wyprawie, choć wiele razy obiecywał, że ta poprzednia była już ostatnia. Z biegiem czasu widać jednak skazy na wizerunku, który na siłę buduje sobie Anka. Powoli daje sygnały, że coś z nią jest nie tak, np. proponuje rozwód, bo wie, że dłużej tego już nie wytrzyma. Jednak jej prośby nie zostają wysłuchane, również przez matkę. Po latach Anka jest tak wycieńczona tym czekaniem, że kiedy w końcu Witek przyjeżdża do domu na dłużej, ta nie wytrzymuje i dochodzi do pewnego dramatycznego zdarzenia... Wbrew pozorom jego prawdziwą ofiarą zostaje Anka, która trafia na oddział szpitala psychiatrycznego. Świetnie pokazane przez Magdalenę Popławską stany neurozy, lęki i emocje  zmuszają do myślenia i zadania sobie pytań: czy wytrzymałabym w takim związku? Czy sama nie stałabym się drugą Anką?